14 sie 2019

Od Meary

Każda minut zdawała się trwać wieczność, kiedy przemierzałyśmy powolnym krokiem nieznane nam tereny. Nigdy nie osiedlałyśmy się w jednym miejscu na dłużej niż dzień, wędrówka była wyczerpująca, jednak w moim sercu wciąż tliła się jakaś nadzieja. Kiedy spoglądałam na Meriel, od razu zauważałam jak ze znudzeniem i zmęczeniem stąpa ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nie rozmawiałyśmy ze sobą, od kilku dni wymieniłyśmy może z kilka słów, ale żadna z nas nie wykazywała chęci aby przerwać dość krępującą ciszę, jakby w obawie, że tylko będzie gorzej. Krok za krokiem, mieszające się oddechy i nieustanna wędrówka po drodze, która zdawać się nie miała końca.
Po kolejnych kilku minutach zaczęłam cichutko pod nosem nucić przypadkowe melodie które niegdyś zasłyszałam w przeróżnych miejscach, a które teraz dziwnie łączyłam, tworząc niby własną piosenkę. Dźwięk ten od razu zwrócił uwagę Meriel, która jakby wyrwana z transu teraz tylko wpatrywała się we mnie, nie zwracając zupełnie uwagi na drogę.
- To dziwne. Dziwne, że mimo zmęczenia które nam towarzyszy ty i tak utrzymujesz jakąś pogodę ducha. - wyrzęziła nagle Meriel, a ja lekko zdziwiona zaprzestałam czynności i również spojrzałam na nią nie mówiąc zupełnie nic. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo zmęczona musiała być. Jej oczy błagały wręcz o błogi i długi sen, a wory pod oczami tylko to potwierdzały. 
Przystanęłam momentalnie, a klacz jakby wiedząc co zamierzam idealnie w czasie zrobiła to ze mną. Na jej pysku nie pojawiło się jednak zdziwienie, a wciąż tkwiło tam to samo wyczerpane spojrzenie.
- Odpocznijmy tutaj. - rzuciłam bez zastanowienia, nie rozglądając się nawet czy to na pewno bezpieczne miejsce na wypoczynek.
Meriel tylko westchnęła i chciała dalej ruszyć, jednak nogi które były w moim władaniu nawet nie drgnęły. Twardo stałam na ziemi, czekając aż ulegnie i zrobi to co nakazałam.
- Jesteś pewna, że jest tu bezpiecznie? Nawet nie sprawdziłyśmy okolicy wokół. Mogą być tu wilki czy inne zwierzęta. Albo jakieś stado które nie życzy sobie nieproszonych gości. Zastanów się Meara, lepiej ruszyć dalej i-
- I co? Chodzić dopóki nie padniemy? Nawet nie wiemy dokąd zmierzamy. Zostańmy tu i odpocznijmy. Nie zmienię zdania. - przerwałam jej nagle, patrząc wprost w te czarne, przesiąknięte wyczerpaniem oczy. - Poszukajmy jakiejś jaskini albo coś w tym stylu.
Meriel nie odpowiedziała już na to nic, jedynie spuściła głowę i zgodnie ruszyłyśmy przed siebie rozglądając się uważnie za jaskinią.
Po kilku dłuższych minutach, kiedy nic nie pojawiało się na horyzoncie zdesperowana nakierowałam nas na pobliską polankę i stanęłam pod mocarnym drzewem, które zdawało się widzieć same początki świata. Jak na zawołanie położyłyśmy się na miękkiej trawie, a Meriel usnęła nim zdążyłam się chociażby odezwać. Uśmiechnęłam się mimowolnie pod nosem i obserwowałam jak spokojnie śpi, czuwając jednocześnie czy aby na pewno nie ma nikogo w pobliżu.



Leniwie poczęłam otwierać oczy, kiedy spostrzegłam się, że w oddali coś jakby stało. Jeszcze nie wyostrzone pole widzenia zdawało się mi pokazywać wilka który czujnie obserwował nas z oddali, a serce mimowolnie zabiło mi szybciej. Nerwy jakie przeze mnie przechodziły obudziły Meriel która wciąż ledwo przytomna powoli wybudzała się ze snu, starając się zrozumieć sytuację. 
Po chwili całkiem już wybudzona spostrzegłam się, że nie wilk nas obserwował, a koń który w swojej pozycji musiał przypominać sporych rozmiarów wilka. Nie uspokoiło to mnie jednak, a serce wciąż biło jak szalone. Gdy Meriel zauważyła jegomościa otworzyła szeroko oczy i gwałtownie wstała zapominając zupełnie o fakcie, że nie ma władzy nad całym ciałem. W efekcie tak szybko jak wstała tak szybko upadła i z lekką złością w oczach spojrzała się na mnie, a ja od razu na ten wzrok zaczęłam z nią wstawać. Nie wiedziałam co robić i Meriel również nie wyglądała jakby wiedziała. Powinnyśmy były uciekać czy podejść i się przywitać? Walczyłam ze sobą w myślach, a czas leciał wyjątkowo szybko. Kiedy tajemniczy koń zaczął się do nas zbliżać zrozumiałam, że za późno na jakąkolwiek ucieczkę, a klacz obok mnie z paniką wpatrywała się w ziemię, starając się wymyślić jakiś plan.
- Kim jesteście? - zapytała postać, a ja głośno przełknęłam ślinę z szeroko otworzonym oczami.
- M-my...T-to znaczy... - odchrząknęłam cicho podnosząc wyżej głowę. - Nazywam się Meara, a to jest Meriel... Nie szukamy kłopotów, chciałyśmy jedynie tutaj trochę wypocząć. Już się z tą zabieramy... - wydukałam tak cicho, że nie byłam pewna czy aby koń przed nami na pewno mnie usłyszał.
- Szukacie może stada?
- Stada? - zapytałam bardziej siebie, a w moich oczach zaświeciły iskierki nadziei. Wciąż dziecinnie wierzyłam w to, że kiedyś odnajdziemy stado które nas zaakceptuje takimi jakimi jesteśmy, gdzie poczujemy się chciane i nikt już nie spojrzy na nas krzywo. To były tylko zwykłe dziecinne fantazje z których w duchu kpiła Meriel, jednak ja nie potrafiłam się ich pozbyć.
- Owszem. To dość nowe stado, przywódczyni z chęcią przyjmie nowych członków. Jeżeli nie macie się dokąd udać może zaprowadzę was i dołączycie do nas?
Cały strach i stres jakby opuścił mnie momentalnie, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Zauważyła to od razu Meriel, która tylko wpatrywała się we mnie, sama pomału opanowując nagłe emocje które nami targały.
- Meriel! To nasza szansa! Rozumiesz? Nareszcie los uśmiechnął się do nas! Nareszcie możemy być szczęśliwe i spokojnie żyć bez ciągłego zamartwiania się o to czy przeżyjemy do następnego dnia! - wyrzuciłam z siebie, a łzy spływały po moich policzkach coraz szybciej. Klacz tylko przytaknęła lekko, wciąż wpatrzona we mnie. Nie odezwała się, jednak wiedziałam, że też w głębi musiała być chociaż odrobinę szczęśliwa. - Proszę, zaprowadź nas do twojej przywódczyni. 

< Jest ktoś może chętny dokończyć? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz