14 lis 2019

Od Laisreana CD Mauer

Spacerowałam sobie spokojnie, podziwiając przyrodę, gdy ujrzałem znajomą klacz, leżącą na trawie i jednym kopytem bawiącą się wodą. Nie mając nic innego ciekawego do roboty, postanowiłem do niej podejść. Powoli zbliżyłem się.
-Miło cię znów ujrzeć, Mauer - powiedziałem.
Klacz gwałtownie się podniosła i odwróciła w moją stronę. Musiałem ją zaskoczyć swoją obecnością.
-Och, Laisrean. Wybacz, nie spodziewałam się tu nikogo. Tak cicho chodzisz - zaśmiała się cicho, ale usłyszałem w jej głosie nutkę nerwowości.
-Ah, przepraszać nie musisz, to ja nie powinienem był cię tak straszyć - uśmiechnąłem się - Co cię tutaj sprowadziło?
-W zasadzie to nic szczególnego. Nudziło mi się i tutaj zawędrowałam... - powiedziała klacz - Postanowiłam tu trochę posiedzieć, gdyż nie miałam nic do roboty - uśmiechnęła się delikatnie - A ty?
-Ah, ostatnio weny mi brak, więc myśl mnie naszła, że być może spacerując po terenach natchnie mnie coś - stwierdziłem, zamyślając się na chwilę - cóż za szkoda, że tak się nie stało, w mojej głowie niezmiennie gości pustka.
Klacz zaśmiała się perliście, co wywołało uśmiech na moim pysku. Rozmawialiśmy jeszcze parę minut na różne tematy. Stąpaliśmy powoli, a jedynym słyszalnym dźwiękiem były nasze kopyta uderzające o ziemię oraz nasza rozmowa. Byłem nią tak pochłonięty, że na początku kompletnie nie zwróciłem uwagi na pewien dziwny dźwięk. Coś jakby... szepty? Dopiero po chwili, gdy zatrzymałem się i wytężyłem słuch, byłem w stanie zlokalizować "to" i domyśleć się czym jest tajemniczy dźwięk. Mauer również się zatrzymała, zauważając moje dziwne zachowanie.
-Coś się stało? - spytała lekko zaniepokojona.
Przez chwilę zamyślony kompletnie nie zwracałem uwagi na klacz stojącą obok mnie. Dopiero gdy dwukrotnie powtórzyła moje imię powróciłem do rzeczywistości.
-Słyszysz to? - spytałem.
Mauer wpatrywała się we mnie przez chwilę, najwyraźniej nie rozumiejąc o co mi chodzi, jednak poszła za moją radą i wsłuchała się w dźwięki otoczenia. Już po paru sekundach źrenice klaczy wyraźnie rozszerzyły się w niedowierzaniu.
-Ludzie - powiedziałem.
-Powinniśmy powiadomić April - oznajmiła Mauer.
Pokiwałem głową, zgadzając się z nią.
-Jak najszybciej powinniśmy to miejsce opuścić i przywódczynię powiadomić, chodźmy więc - stwierdziłem i szybkim krokiem ruszyliśmy.
<Mauer?>

2 lis 2019

Od Meriel CD Mauer

Zarówno Mauer jak i Meara nie potrafiły uciszyć się choć na chwilę. Nieustannie gadały o jakiś bzdetach, zupełnie chyba zapominając po co tutaj jesteśmy. Ich chichotanie pod nosem sprawiało, że miałam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię i nigdy więcej spod niej nie wychodzić. Toteż mój wzrok wiódł po glebie na której stąpałyśmy i nieszczególnie miałam ochotę go podnosić ani na na przód ani tym bardziej na moją siostrą czy samą Mauer. Czy cieszyłam się z tego, że z nami idzie? Skłamałabym odpowiadając, że tak.
Im głębiej w las tym cichsze stawały się ich rozmowy, aż w końcu zupełnie zakończyły swój dialog. Dziękowałam wszystkim bóstwom w duchu za to, że wreszcie mogłam w spokoju iść przed siebie. Nie do końca interesowało mnie jak ten cały las wygląda, interesowało mnie co ma mi do zaoferowania i czy jest w stanie zdjąć ze mnie, z nas to przekleństwo.
Gdy jedynym źródłem hałasu były nasze kroki i łamane gałęzie zupełnie straciłam czujność. W momencie kiedy coś huknęło w oddali ze strachu gwałtownie się zatrzymałam, całkowicie zdezorientowana. Meara nie zareagowała równie niespokojnie co ja, przez co zupełnie wybiłyśmy się z rytmu na co klacz w odpowiedzi spojrzała na mnie gniewnie. Potrząsnęłam tylko łbem wracając do przytomności i obejrzałam się powoli za siebie.
- Gdzie Mauer? - zapytałam dziwnie niespokojnie. Nie żebym się jakkolwiek o nią martwiła, ale skoro ona tak nagle mogła zniknąć to co może przydarzyć się zaraz nam? Wolałam o tym nie myśleć jednak milion czarnych scenariuszy przewijało mi się nieustannie przed oczami.
- Ja... Nie wiem... Była tuż obok nas, a teraz... Pewnie jest gdzieś blisko, musimy tylko jej poszukać. Zaraz się znajdziemy i zabieramy się stąd. To był zły pomysł, to był beznadziejny pomysł. Kurewsko zły pomysł. - skomentowała zaraz cała spięta Meara. Strach tańczył jej dziko w oczach kiedy starała się odnaleźć wzrokiem zagubioną klaczy.
- Ja na pewno nie mam zamiaru jej szukać. Sama chciała tu przyjść i my nie bierzemy za nią odpowiedzialności. Zgubiła się, trudno. Jakoś się znajdzie. Jedyne co musimy to wykorzystać okazję i znaleźć rozwiązanie wszystkich naszych proble-
- MERIEL! - wrzasnęła nagle, a ja stałam jak wryta w ziemię. Nigdy nie słyszałam aby Meara aż tak głośno krzyczała, nigdy. - Meriel, proszę cię! Zgodziłam się, ale to za dużo! Po prostu za dużo... Teraz nawet nie mamy pojęcia gdzie jest Mauer, a jeżeli coś się jej się stało... to to będzie nasza wina... Proszę cię Meriel, po prostu znajdźmy ją i wyjdźmy stąd. Nie chcę tu przebywać ani chwili dłużej niż jest to konieczne. - w oczach klaczy zaczęły zbierać się słone łzy, a z każdym słowem było ich więcej i więcej. Westchnęłam tylko ciężko i przytuliłam ją, starając się chociaż w minimalny sposób ją wesprzeć.

~ ○ ~

Z każdą upływającą minutą miałam wrażenie, że kręcimy się w kółko. Pomału dopadało mnie znużenie, a zaginionej klaczy jak nie było tak nie ma. To poszukiwanie było bezcelowe, ale wiedziałam, że Meara tak łatwo sobie nie odpuści.
Chciałam się odezwać kiedy znikąd coś przepełzło tuż przed nami, znikając zaraz za drzewami. Nastawiłam czujnie uszy, dostrzegając kątem oka, że moja siostra poczyniła identycznie. Zwolniłyśmy kroku kiedy to same tajemnicze stworzenie przeleciało tym razem tuż za nami. Znikąd do naszych uszu zaczęły dochodzić dziwne szepty, a pełzający stwór przewijał się nam już bezpośrednio pomiędzy nogami.
- Meriel! Meriel pomóż mi!
Kiedy podniosłam łeb dostrzegłam nikogo innego jak samą Mauer. Walczyła z dziwnymi korzeniami które oplatały ją szybciej i szybciej. Szarpanie się było coraz mniej skuteczne, ktoś musiał jej pomóc.
Ruszyłam przed siebie bez większego zastanowienia, zupełnie ignorując szepty czy cokolwiek to co pełzało po tej rąbanej ziemi. Używając telekinezy zaczęłam wyrywać wszystkie korzenie po kolei, wspomagając się zębami które choć mało skuteczne, zawsze jakiś efekt dawały.
Im szybsze były moje ruchy, tym szybciej działały korzenie ściskając drobne ciało klaczy.
- Meriel! Meriel, kochanie! - ryknęła nagle i zaśmiała się mi prosto w twarz. Jej śmiech brzmiał jakby setka demonów zamieszkała w niej, na raz krzycząc i śmiejąc się do rozpuku. Cofnęłam się przerażona, a korzenie całkowicie pożarły jej ciało, miażdżąc je, kiedy spomiędzy nich zaczęła wypływać czerwona ciecz. Krzyknęłam i upadłam na ziemię, chwilę po tym gdy oberwałam czymś twardym w tył łba.

~ ○ ~

Cały świat wirował, a ja czułam jakby ktoś właśnie porządnie mnie skopał i zostawił na pastwę losu.
- Me...meara... - wyszeptałam pod nosem starając się obrócić łeb aby sprawdzić stan siostry. Jednak tam jej nie było. Serce zaczęło walić mi jak młot kiedy przez myśl przeszło mi, że jej głowa mogła zostać ścięta i zagubiona gdzieś w tym przeklętym lesie. Ale jej po prostu nie było, Meary, całej. Nie było nawet śladu, że kiedykolwiek mogłybyśmy być połączone. Niepewnie poruszyłam obcymi mi dotąd kończynami i byłam już pewna, byłam pewna w stu procentach, że moje marzenie nareszcie się ziściło. Wszystkie cztery kończyny należały do mnie, nie tylko dwie. Nie było drugiego łba z którym musiałam spędzać dzień i noc bez chwili wytchnienia. Tylko i wyłącznie moje ciało. Uśmiechałam się, uśmiechałam jak głupia, jednak moje szczęście nie trwało długo kiedy na pierwszy plan wkradła się ogromna troska o siostrę. Opornie, lecz jakimś cudem stanęłam o własnych siłach i przez dziwnie rozmazany obraz starałam się czegoś wypatrzyć. Czegokolwiek.
Po kilku sekundach wyłapałam tylko dużą jasną plamę która powiększała się z każdą chwilą aż w końcu zatrzymała się. Ze wszystkich sił próbowałam dostrzec z kim miałam do czynienia i kiedy zorientowałam się, że to nie kto inny jak Mauer poczułam nagłą radość jak i przerażenie. Zrobiłam krok do przodu jednak zaraz się zatrzymałam, mając przed oczami straszny widok krwi która powoli zmierzała w moją stronę z ciemnych korzeni, otulających martwe ciało klaczy.
- Meriel...? - zapytała niepewnie, jednak kiedy nie otrzymała żadnej odpowiedzi przez jakiś czas kontynuowała. - Meriel, to ja, Mauer. To naprawdę ja, co się stało? Dlaczego ty... Gdzie jest Meara?
Gdy dokończyła swoją wypowiedź poczułam jak całe moje ciało zaczęło się trząść, a w oczach pojawiła się masa łez. W tym momencie już nie obchodziło mnie czy była to prawdziwa Mauer czy też nie, po prostu podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję, przytulając z całej siły i rycząc jak małe dziecko. Nie wiedziałam co mam mówić, nie miałam nawet siły na jakiekolwiek rozmowy. Choć ciężko było mi to przyznać to szczerze cieszyłam się, że odnalazłam klacz, a raczej, że to ona odnalazła mnie.


< Mauer? >

1 lis 2019

Od Mauer CD Meriel

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, klacze pospiesznie odeszły. Patrzyłam w osłupieniu, jak oddalają się, nie rozmawiając między sobą.
Wcześniejsza uwaga Meriel trochę mnie zabolała, choć byłam dobrą aktorką i umiałam to ukryć. Nie znosiłam się domyślać, nawet jeśli odpowiedź na moje pytanie była pozornie oczywista. Nienawidziłam niejasnych sytuacji, nawet nie da się wyobrazić, jak bardzo.
Ostatnim razem, gdy się czegoś "domyślałam", zginęła moja najbliższa rodzina, a wraz z nią całe stado.
Zawaliłam, ale Meriel nie mogła przecież o tym wiedzieć i raczej się to nie zmieni. Nigdy nie chowałam urazy.

Może i byłam najgłupsza w swoim życiu, gdy następnego ranka stałam na polanie z zamkniętymi oczami, pochłaniając swoim ciałem pierwsze promienie słońca. Czekałam na nie, przyszłam dosyć wcześnie. Nie spałam tej nocy zbyt długo, nie zdziwiło mnie to. Noce były coraz gorsze, gdy tylko zostawałam sam na sam ze swoimi myślami.
Patrzyłam w dal, w cienką i długą z daleka ścianę Lasu Zguby.
Zastrzygłam uszami, słysząc kroki. Nie musiałam się nawet odwracać, Meriel i Meara miały charakterystyczny sposób poruszania się.
– Mauer! – Wreszcie spojrzałam na Mearę, która mimo domniemanej przeze mnie niepewności, a może nawet strachu, nie traciła pogody ducha.
– Przyszłaś – dopowiedziała od niechcenia jej siostra. Nie miałam zamiaru się jej narzucać.
– Chodźmy. Nie należy marnować czasu – wysiliłam się na lekki uśmiech i zrównałam krok z towarzyszkami.
Droga była dosyć długa, szłyśmy żwawo, rozmawiając o głupotach. To znaczy, Meriel za dużo się nie odzywała. Raczej zdawkowo odpowiadała na pytania zadawane przez siostrę. Czułam się niepożądana, może przez wczorajszą wymianę zdań. Starałam się nie przejmować, w Lesie mogłabym się okazać nieco użyteczna.
Przekroczyłyśmy granicę lasu, zanim się zorientowałyśmy. Nie była ona zbyt wyraźna.
Z każdą chwilą było coraz gęściej, drzewa coraz wyższe, a my coraz cichsze. Atmosfera lasu była tajemnicza, to fakt, jednak milczałyśmy z powodu... Jego piękna.
Było wyjątkowo ciemno, jakby słońce nie docierało przez warstwy liści lub, mniej racjonalnie, mrocznej aury. Las wydawał się być jednocześnie martwy i żywy. Wokół panowała głucha cisza, przerywana dźwiękiem naszych kroków i trzasków gałęzi. Głębiej pojawiały się niewielkie polanki, trawa była ciemna, choć miała soczysty kolor. Gdzieniegdzie latały świetliki. Miałam wrażenie, że czas płynie wolniej.
Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby coś wielkiego się przewróciło gdzieś daleko.
– Co to było?
Odwróciłam się, zadając pytanie, ale...
Za mną nikogo nie było.

Meriel/Meara?