Wcześniejsza uwaga Meriel trochę mnie zabolała, choć byłam dobrą aktorką i umiałam to ukryć. Nie znosiłam się domyślać, nawet jeśli odpowiedź na moje pytanie była pozornie oczywista. Nienawidziłam niejasnych sytuacji, nawet nie da się wyobrazić, jak bardzo.
Ostatnim razem, gdy się czegoś "domyślałam", zginęła moja najbliższa rodzina, a wraz z nią całe stado.
Zawaliłam, ale Meriel nie mogła przecież o tym wiedzieć i raczej się to nie zmieni. Nigdy nie chowałam urazy.
Może i byłam najgłupsza w swoim życiu, gdy następnego ranka stałam na polanie z zamkniętymi oczami, pochłaniając swoim ciałem pierwsze promienie słońca. Czekałam na nie, przyszłam dosyć wcześnie. Nie spałam tej nocy zbyt długo, nie zdziwiło mnie to. Noce były coraz gorsze, gdy tylko zostawałam sam na sam ze swoimi myślami.
Patrzyłam w dal, w cienką i długą z daleka ścianę Lasu Zguby.
Zastrzygłam uszami, słysząc kroki. Nie musiałam się nawet odwracać, Meriel i Meara miały charakterystyczny sposób poruszania się.
– Mauer! – Wreszcie spojrzałam na Mearę, która mimo domniemanej przeze mnie niepewności, a może nawet strachu, nie traciła pogody ducha.
– Przyszłaś – dopowiedziała od niechcenia jej siostra. Nie miałam zamiaru się jej narzucać.
– Chodźmy. Nie należy marnować czasu – wysiliłam się na lekki uśmiech i zrównałam krok z towarzyszkami.
Droga była dosyć długa, szłyśmy żwawo, rozmawiając o głupotach. To znaczy, Meriel za dużo się nie odzywała. Raczej zdawkowo odpowiadała na pytania zadawane przez siostrę. Czułam się niepożądana, może przez wczorajszą wymianę zdań. Starałam się nie przejmować, w Lesie mogłabym się okazać nieco użyteczna.
Przekroczyłyśmy granicę lasu, zanim się zorientowałyśmy. Nie była ona zbyt wyraźna.
Z każdą chwilą było coraz gęściej, drzewa coraz wyższe, a my coraz cichsze. Atmosfera lasu była tajemnicza, to fakt, jednak milczałyśmy z powodu... Jego piękna.
Było wyjątkowo ciemno, jakby słońce nie docierało przez warstwy liści lub, mniej racjonalnie, mrocznej aury. Las wydawał się być jednocześnie martwy i żywy. Wokół panowała głucha cisza, przerywana dźwiękiem naszych kroków i trzasków gałęzi. Głębiej pojawiały się niewielkie polanki, trawa była ciemna, choć miała soczysty kolor. Gdzieniegdzie latały świetliki. Miałam wrażenie, że czas płynie wolniej.
Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby coś wielkiego się przewróciło gdzieś daleko.
– Co to było?
Odwróciłam się, zadając pytanie, ale...
Za mną nikogo nie było.
Meriel/Meara?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz