29 lut 2020

Od April CD Hope

Wydawało mi się trochę dziwne to, że klacz odpowiedziała na moje pytanie tak wymijająco, ale postanowiłam nie wypytywać i cieszyć się powrotem Hope do stada. Klacz szybko zmieniła temat, pytając gdzie reszta, na co szeroko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam:
-Myślę, że powinniśmy kogoś znaleźć na polanie. Masz ochotę na krótki spacer?
Klacz zamyśliła się na chwilę, po czym delikatnie przytaknęła. Szłyśmy w ciszy, podziwiając uroki natury. Gdy weszłyśmy na polanę, naszym oczom ukazał się Laisrean.
-O, patrz kto to. Pamiętasz go? - spytałam Hope.
Pegaz przez chwilę wyglądał na zamyślonego, jakby próbował sobie przypomnieć, ale po chwili odezwał się:
-Tak, to Laisrean - klacz powiedziała dość niepewnie.
Uśmiechnęłam się, gdy ogier podszedł bliżej nas. Przez chwilę wydawał się nieco zdziwiony, widząc Hope, lecz po chwili na jego pysku zagościł szeroki uśmiech.
-Hope, jakże miło cię znów widzieć. Czyżbyś do stada nagle powróciła? - spytał zaciekawiony.
Klacz kiwnęła głową. Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy z ogierem, lecz po chwili oznajmił nam, iż musi iść. Pożegnałyśmy się i poszłyśmy dalej razem. Na swojej drodze spotkałyśmy również innych członków stada: Avianę, Vanitasa, Shadowa... Wszyscy wydawali się być pozytywnie zaskoczeni powrotem Hope, co niezmiernie mnie ucieszyło. Miałam ogromną nadzieje na to, że klacz zostanie z nami na dłużej. Zdałam sobie sprawę z tego, jak długo trwał nasz spacer dopiero, gdy odczułam lekki ból w moich kończynach i ujrzałam, że powoli zaczyna robić się ciemno. Klacz obok mnie wydawała się nie zwracać na to uwagi i cicho podążała obok mnie.
- Hope? Chyba powinnyśmy się już rozdzielić. Robi się ciemno, powinnaś odpocząć, pewnie jesteś zmęczona - powiedziałam.
Ona tylko skinęła głową, pożegnałyśmy się i rozdzieliłyśmy się. Szybkim krokiem udałam się na polanę, by tam odpocząć.
<Hope?>

15 lut 2020

Od Meary CD Mauer

Pomimo ogromnego zmęczenia które odczuwałam, na sam widok ścieżki poczułam jakby na moment dodano mi skrzydeł. Wszystkie zgodnie przyśpieszyłyśmy w stronę wyjścia, a gdy już znalazłyśmy się w bezpieczniejszym miejscu opadłam na ziemię wraz z Mauer. Meriel jedynie odeszła kilka kroków dalej i stanęła tuż obok drzewa, wlepiając swój wzrok we własne kopyta.
Nie dzielimy już ciał, nie jesteśmy już połączone, już nie jesteśmy dla siebie samych przeszkodami...
To wydawało się tak nierealne, że pomimo patrzenia na własny tułów i ten siostry, wciąż miałam wrażenie, że to nie jest na prawdę. Nie mogło być, w końcu... dlaczego las miałby nam w jakikolwiek sposób pomóc na koniec...?
Obejrzałam się jeszcze za siebie, a widok mrocznego lasu sprawił, że po mym ciele przeszły nieprzyjemne ciarki. Wciąż czułam tą nieprzyjemną aurę, zmęczone czy nie, powinnyśmy były jak najszybciej oddalić się jeszcze bardziej od tego miejsca.
Mroczne obrazy które wciąż przewijały mi się przed oczami sprawiały, że do oczu nalatywały mi łzy, kiedy przez najmocniej jak mogłam zaciśnięte zęby starałam się wstrzymać od płaczu. Gdy z lekka się uspokoiłam otworzyłam pysk by odezwać się do towarzyszek, jednak nie wydostało się stamtąd nic więcej oprócz piskliwego dźwięku którzy brzmiał jakby ktoś skrzywdził małego chomika.
- M...Mauer... Zabierajmy się stąd... - mruknęłam w końcu ledwo, na co klacz tuż obok skinęła tylko łbem i choć dość opornie to podniosłyśmy się z ziemi i podeszłyśmy do Meriel, która w milczeniu ruszyła za nami. W tym momencie nie liczyło się nawet dokąd idziemy, byle daleko stąd, byle w bezpieczne miejsce, byle tylko odpocząć. Nie miałam nawet pojęcia jak dużo czasu spędziłyśmy w tym piekle, nie wiem nawet czy chciałam do końca wiedzieć. Byłam cholernie zmęczona, głodna i przerażona.
Po dłuższym czasie przy naszym dość niezgrabnym poruszaniu się dotarłyśmy w końcu na rzadziej uczęszczaną polankę należącą do stada, która była na tyle daleko od lasu, że mogłyśmy w spokoju odetchnąć. Położyłyśmy się w zacisznym kącie, zupełnie nie zważając na porę dnia. Nic nie miało większego znaczenia przy naszym obecnym zmęczeniu.

~ • ~

Gdy po naprawdę długim czasie zaczęłam otwierać oczy spostrzegłam się, że Meriel wciąż spała. Spała tuż obok mnie, wciąż we własnym ciele, a ja wciąż nie rozumiałam co się tak właściwie wydarzyło. Mauer natomiast kawałek dalej od miejsca gdzie kładła się spać leżała w ciszy, podczas gdy jej oczy skierowane były w niebo. Doczłapałam się do niej po cichu i położyłam tuż obok, mając cichą nadzieję, że nie przeszkadzam jej szczególnie w tym momencie.
- Skoro już się wyspałyśmy musimy w końcu ustalić plan działania. Sama widzisz co stało się ze mną i Meriel... Jak inni to zobaczą zaraz coś zaczną węszyć, nie możemy dopuścić żeby ktoś poznał prawdę... Przyznam, że...Przyznam, że nie wiem co robić... Boję się, że April może nie potraktować nas ulgowo... Boje się o Meriel... Nie wiem co tam widziała, ale widzę jak bardzo jest przerażona. Gdy wychodziłyśmy z lasu wciąż wpatrywała się dziko to we mnie, to w ciebie... Ten las był przerażający, ale ja... Założę się, że nie widziałam tak okropnych rzeczy jakie widziała Meriel...  - urwałam nagle, bardziej przypatrując się klaczy obok - Mauer, skoro już zaczęłam ten temat... Co ty  tak właściwie widziałaś? I jak się czujesz...? - nie byłam pewna czy powinnam zadawać jej w tym momencie tyle pytań, jednak troska przemawiała teraz gorliwie przeze mnie. Gdy leżałyśmy tak pod ciemnym jeszcze niebem, mimo długiego i solidnego odpoczynku wciąż nie potrafiłam w pełni się zrelaksować. Wszystko poszło jakby za lekko, nieprzyjemna aura wciąż nas otaczało... Zupełnie tak, jakoby jeszcze nie opuściłyśmy lasu i wciąż byśmy w nim tkwiły zupełnie nieświadome, tracąc czujność i stając się łatwiejszymi ofiarami, a to wszystko było tylko iluzją...

< Mauer? >

6 lut 2020

Od Vanitasa CD April

   Niewielka ilość obowiązków, spoczywających na moim grzbiecie, wywoływała we mnie uczucie znużenia. Codzienne zajęcia stały się rutyną, którą co jakiś czas urozmaicały rozmowy z niektórymi końmi. Prawie że nikt nie miał żadnych problemów zdrowotnych, co akurat było pozytywem. Jedyny problem stanowił przypadek Aviany. Moja samokrytyczna natura wzięła górę, przez co zacząłem obwiniać się o brak umiejętności w pomocy klaczy. Jak mogłem być głównym medykiem tego stada, a jednocześnie nie być w stanie ustalić choroby jednej z członkiń? Cała ta sytuacja była dla mnie niczym zagadka bez rozwiązania. W celu zdobycia sensownej odpowiedzi, musiałem dokładnie przeanalizować wszystkie zdarzenia z tamtego dnia oraz to, co działo się z klaczą teraz. Dodatkową presję wzbudza we mnie fakt, iż swoim niedoborem wiedzy mogę zawieść April. Aviana jest jej kuzynką, więc nic dziwnego, że tak bardzo zależy jej na stanie zdrowotnym klaczy.
Zacząłem poświęcać April więcej czasu, by pokazać, jak bardzo przykro mi z powodu mojego braku kompetencji. Jednocześnie starałem się nie narzucać jej nazbyt swojej obecności. Starałem się nie porzucać swoich codziennych zajęć, jednak nazbierałem tyle przydatnych ziół, iż mój specjalny skład był wypełniony po brzegi, a ja i tak z nich nie korzystałem. Frustrowało mnie to, iż nie byłem w stanie ruszyć ze sprawą Aviany. Czasami nie potrafiłem się skupić na innych czynnościach.
   Dosyć często widywałem się z dowódczynią stada, co najwyraźniej nie umknęło reszcie członków. Wydawało mi się, iż coraz częściej zwracają uwagę na naszą dwójkę, przebywającą we wspólnym otoczeniu. Bycie w centrum uwagi nigdy mnie nie ekscytowało, toteż za każdym razem, starałem się znikać z pola widzenia. Po pewnym czasie chyba każdy przyzwyczaił się do tego, a ja ponownie podjąłem się wszelkich prób wyleczenia kuzynki April. Przez długi czas próbowałem doszukać się nowych właściwości we znanych mi roślinach medycznych. Nic jednak nie było w stanie sprostować panującemu chaosu. Pierwszy raz od dawna poczułem się czymś tak bardzo przytłoczony. April nieustannie powtarzała, iż docenia każdą chęć mojej pomocy i wszystko, co robię dla dobra jej kuzynki. Mimo to, jej słowa wciąż mnie nie uspokajały. Miałem krótki okres, w którym pragnienie rozwiązania całej tej paranoicznej sytuacji stało się moją obsesją. Nie ukryło się to zbyt długo przed dowódczynią, która z łatwością mnie uspokoiła, przez co na powrót zacząłem kontrolować własne życie. Każdego dnia, byłem pewien, iż jestem o krok bliżej od poznania wyniku sytuacji, a i tak, wciąż tkwiłem w punkcie startowym.
  A teraz kolejny raz staliśmy razem nad brzegiem jeziora. Ja i April. Nawet w te chłodniejsze pory roku, było to przyjemne do odwiedzin miejsce. Dobre też było to, iż mogłem spędzać czas ze swoją przyjaciółką. Choć nie wiedziałem, czy z biegiem czasu nasze relacje się nie wzmacniały. Zawsze czułem się lepiej, gdy to właśnie mi się żaliła. Szanowałem to, iż czasami nie była w stanie spotkać się ze mną, ze względu na swoje obowiązki i kuzynkę. Widywaliśmy się codziennie, a to już było czymś cudownym.
   Po długiej chwili moich osobistych namyśleń, odnośnie poprzednich miesięcy, odezwałem się.
 - Nie przeszkadzam ci? - zagadnąłem w stronę klaczy - To znaczy... Nie odczuwasz w swoim życiu zbyt nadmiernie mojej obecności? Myślałem nad tym, ile czasu ostatnio ze sobą spędzamy pomimo tego, iż ciążą nad tobą obowiązki przywódczyni oraz zmartwienia związane z Avianą - wyrzuciłem z siebie, prawie że na jednym oddechu. Lekko drgnęła, na dźwięk mojego głosu. Była tak wpatrzona w taflę wody, co sugerowała, że sama ledwo co wybudziła się z zamyśleń.
 - Rozmawialiśmy już chyba na ten temat - mruknęła z lekkim uśmiechem, obracając łeb w moją stronę. - Jesteś moim przyjacielem i wiem, że zawszę mogę na ciebie liczyć - dodała.
 - Schlebia mi to niezmiernie - odparłem szczerze - Nie jestem jednak w stanie zrozumieć tego, co między nami jest. Czuję wobec ciebie ogrom zaufania, jakim jeszcze nie darzyłem nikogo spoza rodziny.  Doceniam to, jak często spotykasz się ze mną, pomimo własnych obowiązków. Wydaję mi się, że darzę cię czymś znacznie większym, niż tym, co jest między zwykłymi przyjaciółmi. Nie jestem w stanie bezpośrednio określić, co to jest. Chcę, żebyś wiedziała, iż zawsze możesz na mnie liczyć. Nie powiem ci, że cię lubię. To o wiele za mało powiedziane - wyrzuciłem w skrócie wszystko, co ciążyło mi ostatnio na sercu. Klacz w międzyczasie wbiła we mnie mocniejsze spojrzenie, pełne zaskoczenia. Uśmiechnąłem się niemrawo i skinąłem jej głową, po czym odwróciłem się i spokojnym tempem zacząłem odchodzić. Będąc kawałek dalej, obróciłem się i spojrzałem na nią. April wciąż stała w miejscu, a jej wzrok był utkwiony w moją stronę. Może nie powinienem jej tego mówić? Dorzucam kolejną cegiełkę do powstającego muru jej zmartwień. Nie mogłem jednak zbyt długo tego kryć. Jest mądra, więc pewnie już dawno zauważyła zmianę w moim zachowaniu względem jej, tylko najprawdopodobniej nie wiedziała, jak na to zareagować. Równie dobrze, mogła w ogóle nie chcieć tego widzieć. Pogrążony rozmyśleniami, wróciłem do centrum stada i jakby nigdy nic, położyłem się pod jednym z pobocznych drzew i obserwowałem otoczenie.


April?