30 sty 2020

Od Laisreana CD Aviany

Dzisiejsza noc była dla mnie wyjątkowo niespokojna. Wynikało to głównie z bardzo realistycznego snu, który mnie nawiedził. Niezbyt miłe wspomnienia przeszłości... Westchnąłem, wciąż rozmyślając dokładnie nad tym, co dokładnie mi się przyśniło. We śnie pojawiły się znajome mi pyski - konie z mojego stada, a wraz z nimi niezbyt miłe komentarze na mój temat. Skrzywiłem się nieznacznie, wstając z ziemi. Wieczne odrzucenie... Potrząsnąłem głową, nie chcąc już więcej o tym myśleć. Tutaj już nie miałem o co się martwić - w końcu znalazłem miejsce, w którym czułem się akceptowany przez innych, i właśnie tym powinienem się cieszyć. Skoro i tak nie mogłem już zmusić się do zaśnięcia, postanowiłem zająć się jakimś pożytecznym zajęciem. Powolnym krokiem wyszedłem z jaskini, kierując się do Tysiącletniego Drzewa. Ostatnimi czasy było to jedno z moich ulubionych miejsc w stadzie - rzadko można spotkać tutaj inne konie, co pozwala mi się wyciszyć i w spokoju tworzyć nowe wiersze. Usiadłem na trawie i dałem ponieść się myślom. Siedziałem tam tak długo, że nawet nie spostrzegłem jak słońce było już wysoko na niebie. Udało mi się ułożyć jeden krótki wierszyk, ale drugi sprawiał mi duże kłopoty. Zacząłem rozglądać się, próbując znaleźć jakąś inspirację, coś co mogłoby mi pomóc.
-Iskry... w oczach twe, com rozgrzewają serce me - zacząłem powoli łączyć pierwsze słowa, które przyszly mi do głowy w zdania - Miła o ma, miła ma, tyś... hmm - przestałem mówić, zastanawiając się nad tym, jakie słowo będzie odpowiednie. Westchnąłem ciężko, najwyraźniej dzisiejszego dnia moja wena już się skończyła. Rozmyślając, nawet nie spostrzegłem sylwetki innego konia. Lekko się przestraszyłem, nie wiedząc kim jest. Cofnąłem się o parę kroków i przyjąlem pozycję gotowy do ewentualnej ucieczki. Jednak klacz (tak wywnioskowałem z jej wyglądu) nie wyglądała jakby chciała zrobić mi krzywdę. Może była ze stada? Jej pysk wydawał się znajomy, na pewno już kiedyś ją widziałem, lecz nie mogłem przypomniec sobie jej imienia. Lekko niepewnie, postanowiłem się odezwać.
- Um.. witaj? - powiedziałem - Laisrean mnie zwą i do stada Silver Moon, na którego terenach twoje kopyta spoczywają, należę.
Uśmiechnąłem się, próbując wyglądać na miłego.
- A jak ciebie zwą? - spytałem, gdy klacz nadal mi nie odpowiedziała.
<Aviana?>

29 sty 2020

Od Phanthoma cd. Alexii

Byłem kompletnie bez sił, bolało mnie całe ciało, jakby wczoraj zleciał z dużej wysokości i uderzył w kilka gałęzi. Skrzydła ciągnąłem po ziemi, nie interesując się, czy się pobrudzą. Szedłem przed siebie, aż nie dotarłem do źródełka. Tam postanowiłem odpocząć, położyłem się blisko wody, napiłem się zimnej cieczy i położyłem łeb na trawie. Czułem się wyprany ze wszystkich sił, a nawet uczuć, bo nie czułem żadnej irytacji, złości, czy nawet zdziwienia tym, co się ze mną działo. Może będę wkrótce chory? Miałem nadzieje, że nie, wtedy Głos całkowicie się uwalnia i słyszę go ciągle. Bez przerwy o czymś mówi, opowiada, a najgorsze jest to, że gdy staram się sobie przypomnieć, co mi powiedział, nie pamiętałem i nie ważne, jak silnie bym wytężał swój umysł, słyszałem tylko jego śmiech.
Nie wiem ile przespałem, ale niebo się nie zmieniło, a słońce dalej chowało się za koronami drzew. Podniosłem łeb, teraz czułem się tylko niewyspany, aby pożegnać to uczucie, zmusiłem się do wstania i się rozciągnąłem, rozkładając skrzydła na boki. Wypiąłem grzbiet i wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Powoli złożyłem skrzydła i zaciekawiony ruszyłem w stronę dźwięku. Po chwili zobaczyłem konia, konkretnie, to klacz, jednorożca o jasno brązowych barwach. Co ciekawsze, zamiast jego rogu, miała poroża.
- Kim jesteś? - zapytałem z tej racji, że jej nie znałem. Nie miałem pojęcia, czy należy do stada, czy nie, w końcu wróciłem do całkiem nie dawno, nie mogę się zdziwić, jeśli April przyjęła do stada kogoś jeszcze. Samica nie odpowiedziała, tylko się na mnie gapiła.
Może głucha jest? Nastrasz ją.
- Pytałem, kim jesteś – powtórzyłem pytanie, ignorując Głos.
- Nazywam się Alexia – jakiś postęp.
- Należysz do tego stada? - wolałem się upewnić, przed przedstawieniem się.

Alexia?

28 sty 2020

Od Aviany Do Laisreana

Chłodny zimowy powiew muskał moją skórę, kiedy powolnym i dość niezgrabnym krokiem zmierzałam przed siebie bez podjętej decyzji dokąd tak właściwie zamierzam się udać. Myślałam nad Jeziorem Gai, tudzież o Lazurowej Polance, jednak fakt, że mogłabym tam spotkać sporą ilość członków stada skutecznie mnie od tych miejsc odwodziła co spowodowało, że w dalszym ciągu po prostu szłam przed siebie w przyjemnej ciszy. 
Po pewnym czasie, minutach, może nawet i godzinach znalazłam się wyjątkowo blisko Tysiącletniego Drzewa, stare drzewo które świadkiem musiało być niesamowitych wydarzeń. Na obecną chwilę nie widziałam lepszej lokalizacji w której mogłabym się zatrzymać, toteż podeszłam jeszcze bliżej, a upewniwszy się, że wokół żywej duszy brak zajęłam dogodne sobie miejsce w cieniu okazałych gałęzi. Wiatr choć wciąż nieco chłodnawy, w obecnych warunkach stał się raczej bardziej przyjemnym doświadczeniem niżeli utrapieniem. Wsłuchałam się w szum wody która spokojnie spływała i przymknęłam oczy wyobrażając sobie rodzinę którą porzuciłam kawał drogi stąd. W głowie odtwarzałam stale dobre wspomnienia, starając się nie wyobrażać sobie w swojej chorej wyobraźni tego co mogłoby by się stać gdybym tam jeszcze powróciła w takim stanie. Odrzucenie? To dość delikatne słowo. Hańba dla całej rodziny i wygnanie w okrutny sposób. Wzroki pełne pogardy które obwiniałyby cię o każdy najmniejszy błąd, wiedząc o tobie wszystko, a zarazem nic. Do diabła, Aviana, nawet w takich warunkach nie potrafisz się zrelaksować.

- ...iskry w oczach twe, com rozgrzewają serce me, miła o ma... Miła ma, tyś.. hm... - dobiegło w ten do moich uszu, jeżeli nie mylę się zaledwie kilka kroków dalej. Drzewo duże jest, owszem, ale byłam przekonana, że jestem tu sama. 
W końcu wychyliłam się bardziej by dostrzec jegomościa i zauważyłam drobnego konia, którego smukła sylwetka i delikatna uroda zupełnie przeczyła usłyszanego przeze mnie wcześniej głosu. Głos choć niewątpliwie był męski, sam koń raczej przypominał dorodną klaczkę.
Wychyliłam się jeszcze bardziej i lekko otworzyłam paszczę by się przywitać, jednak zaraz oświeciło mnie i jedynie ugryzłam się w język, spuszczając nieco łeb. Nie kojarzyłam go nawet, czy był członkiem stada czy po prostu wędrowcem? Gdyby był obcy z chęcią bym przedstawiła go April, jednak wątpię czy by zechciał pójść za kimś, kto nawet nie uraczy go ciepłą rozmową.
Choć sam ogier jak mniemam, bo głosu postanowiłam jednak jego zaufać, zadziwił mnie nie tylko swą urodą, ale i swą mową. Był artystą, to na pewno, a sposób w jaki się wypowiadał był co najmniej intrygujący. Tak bardzo chciałam wymienić z nim choć parę słów więc zbliżyłam się ostatecznie nieco bardziej by zauważył mą obecność i delikatnie, wręcz niezauważalnie skinęłam głową w jego stronę, co najwidoczniej wystraszyło go, przez co delikatnie się wzdrygnął i przyjął pozycję gotową do ewentualnej ucieczki. Spojrzałam na niego smutno, starając się gestami wskazać, że złych zamiarów z pewnością nie mam.

< Laisrean? >

Od Alexii do Phanthoma

Była noc. Na czarnym nieboskłonie nie dostrzegłam ani jednej pojedynczej gwiazdy, o gwiazdozbiorach nie wspominając, gdy uniosłam swój łeb na chwilę ku górze. Nigdzie nie było też widać księżyca. Nie mam pojęcia, czy to wina mgły, która w tak krótkim czasie stała się naprawdę gęsta, czy też chmury zasłoniły piękno nocy. Dookoła nikogo nie było. Żadnej żywej duszy. Ta cisza dźwięczała mi w uszach i z minuty na minutę stawała się nie do zniesienia. Poruszałam się powoli, niespiesznie do przodu. Nie miałam określonego celu. Nawet nie wiem jakim cudem nie zauważyłam, że tu zaszłam. Co to było za miejsce? Czy to jeszcze tereny stada? Co mi w ogóle przyszło do głowy chodzić samej? No tak... Samotność. Jedynym dźwiękiem, który towarzyszył mi przez tę nieznaną podróż był cichy stukot kopyt i bicie serca. Jednak to i tak była dla mnie cisza. Głupio było mi rżeć co jakiś czas jak jakiś obłąkany koń toteż właśnie miałam oddać się swoim wspomnieniom i muzyce, lecz wnet usłyszałam czyiś stukot kopyt, a potem głos:
- Kim jesteś?
Sama nie wiedząc, czy mam się cieszyć że w końcu od jakże dłuższego czasu wędrowania samej w tej nocy kogoś spotkałam. Czy może lepiej zignorować to? W końcu poza zarysem sylwetki i głosu nie wiedziałam o tym koniu nic więcej. Nie znałam jego zamiarów. Nie wiedziałam nawet czy jest stąd. Czy zaryzykować? Z drugiej strony po pierwsze nie znam za wiele koni w tym stadzie. Po drugie czuję się samotna. Zbyt. Po trzecie może zawrę nową znajomość?
<Phantom?>

27 sty 2020

Od Phanthoma cd. Shadowa

Czy to głupie cieszyć ze zwykłego lotu? Z wyścigu z orłem? Z powrotu na stare śmiecie? Chyba nie, bo tak się nie czułem. Pierwszy raz od tak dawna czułem, że żyje i żaden durny Głos nie namiesza mi we łbie i nie zmusi mnie do powrotu do starego domu, który nim już nie jest. W tej chwili trzeba było mieć nadzieje, że przywódczyni przyjmie mnie z powrotem; chociaż pewnie tak będzie, April to wyjątkowo miła osoba, a mnie już zna. Oczywiście nie można wykluczyć, ze weźmie mnie za zdrajcę, wroga, który trzyma z innym stadem, czy coś, w końcu nie wiem co tu się działo pod moją nieobecność, ale czy w tak krótkim czasie można rozegrać jakąkolwiek, poważniejsza wojnę? Szczerze w to wątpiłem.
W końcu odnaleźliśmy jednorożca. Była pogrążona we własnych myślach, leżąc na środku polany. Otworzyła oczy dopiero gdy Shadow się do niej odezwał. Ja wylądowałem dosłownie po krótkiej chwili, złożyłem skrzydła i stanąłem przed samicą.
- Witaj April – odezwałem się. Klacz z początku nie dowierzała, ale zaraz się uśmiechnęła i wstała, witając się ze mną.
- Wróciłeś? - skinąłem łbem, pierwszy raz będąc tego w stu procentach pewien.
- Jeśli mogę, to chciałbym znowu zostać w stadzie – wyjaśniłem.
- Oczywiście, ale powiedz, gdzie byłeś taki szmat czasu?
- Tułałem się po świecie bez celu – powiedziałem szczerze, pomijając fakt, poszukiwania czegoś, co pozwoli mi się pozbyć Głosu.
O nie, na mnie nie ma lekarstwa. Chyba, że Śmierć.
- A czemu wróciłeś? - dalej pytała. Wiedziałem, że bez tego się nie obejdzie.
- Stwierdziłem, że samotność nie jest dla mnie – April przez chwilę milczała, kiedy z tyłu pojawiła się nowa sylwetka. Od razu rozpoznałem Avianę.

Shadow, April lub Aviana?

26 sty 2020

Od Laisreana CD Mauer

Odwzajemniłem uśmiech klaczy.
-Myślę jednak, że owa historia z ludźmi dała mi trochę do myślenia, kto wie, może powstanie z tego jakaś ciekawa opowieść - stwierdziłem z uśmiechem.
Moja towarzyszka wyglądała jakby była w dobrym nastroju, gdyż słysząc me słowa, lekko się zaśmiała, a uśmiech nie schodził jej z pyska. Staliśmy przez chwilę w ciszy, gdyż żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Po chwili jednak usłyszeliśmy dźwięk kopyt uderzających o ziemię, co przykuło naszą uwagę. Odwróciliśmy się w stronę dźwięku i spostrzegliśmy zmierzającego w naszą stronę Vanitasa. Ogier przywitał się z nami, po czym zwrócił się do Mauer. Rozmawiali przez chwilę, a mina medyka wskazywała na to, że nie jest to nic błahego. Po chwili klacz odwróciła się do mnie ze zmartwionym wyrazem pyska, mówiąc:
-Wybacz, Laisrean, ale to ważna sprawa i Vanitas potrzebuje mojej pomocy.
Kiwnąłem tylko lekko głową, nadal się uśmiechając. Mauer odwzajemniła uśmiech i podążyła za Vanitasem. Ciekawe co takiego się stało... pomyślałem, kierując się w stronę polany. Mój brzuch powoli zaczynał już burczeć, więc postanowiłem coś przekąsić. Gdy postawiłem już swoje kopyta na polanie, zacząłem jeść. Moje myśli zajęło wcześniejsze pojawienie się Vanitasa, zacząłem zastanawiać się, co się stało, że potrzebował pomocy Mauer. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem obecności innego zwierzęcia oprócz mnie.
-Laisrean? - dopiero gdy usłyszałem głos, wyrwałem się z przemyśleń.
Podniosłem delikatnie głowę i moje oczy napotkały sarnę, patrzącą na mnie z zaciekawieniem.
-Oh, Lila. Jakże dawno moje oczy cię nie widziały- powiedziałem, uśmiechając się.
Lila również nieśmiało się uśmiechnęła, ale wyglądała na lekko zmartwioną.
-Czyżby coś cię martwiło, tego pięknego poranka? Nie wyglądasz na szczęśliwą, a cóż to takiego się stało, co humor ci zepsuło? - zapytałem.
-Ludzie... Przyszłam cię ostrzec, widzieliśmy ludzi na tych terenach - powiedziała sarna - Chyba nie mają dobrych zamiarów. A co jeśli to myśliwi? Tu już chyba nie jest bezpiecznie...
Uśmiechnąłem się współczująco. Lila miała rację - ludzie mogli być dla nas zagrożeniem. Jednak wierzyłem w to, że wszystko potoczy się dobrze - w końcu April wszystkim miała się zająć, a była ona przywódcą stada. Wierzyłem w nią.
-Lila, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Nasza przywódczyni - April - ma się wszystkim zająć, więc nie widzę powodów do zmartwień - powiedziałem, próbując ją uspokoić.
-Skoro tak mówisz... - nadal wydawała się niepewna - Ale ja już muszę iść. Miłego dnia, Laisrean - uśmiechnęła się i odeszła szybkim krokiem.
Nie mając nic innego do roboty, postanowiłem poszukać kogoś, z kim mógłbym porozmawiać. W planach miałem znalezienie April, aby spytać się jej o obecną sytuację dotyczącą ludzi, jednak po drodze natknąłem się na kogoś innego, a mianowicie na Mauer. Z uśmiechem podszedłem powoli do klaczy, która spokojnie jadła trawę i najwyraźniej jeszcze mnie nie zauważyła.
-Witaj, Mauer - powiedziałem.
Klacz oderwała się od jedzenia i spojrzała się na mnie lekko nerwowym wzrokiem, lecz gdy zobaczyła, że to tylko ja, uspokoiła się i uśmiechnęła.
-Ah, wybacz za przestraszenie cię. Już skończyłaś pomagać Vanitasowi? - zapytałem, zaczynając rozmowę.
<Mauer?>

Wygnanie Alicji!

Niestety z naszego stada zostaje wygnana Alicja. Autorka postaci mimo moich wiadomości nie napisała opowiadania ani też nie odzywała się do mnie. Jednak jeżeli kiedyś chciałaby wrócić, serdecznie zapraszamy!
 13.08 | 6 lat | Wojowniczka | Koń ziemski | Svarta
Upomnienia: 0

25 sty 2020

Od Shadowa Cd Phanthoma

Miło było zobaczyć starego przyjaciela, którego polubił najbardziej ze wszystkich. Wsłuchałem się w tęten swoich kopyt przy cwale i biegłem przed siebie, ciesząc się chwilą. Spojrzałem w górę, Surm leciał na równo z Tomem. Widać było, że pegaz nie odpuści a orzeł tym bardziej. Była to powietrzna wojna, który ze skrzydlatych stworzeń zmęczy się bardziej. Niestety ta przyjemność biegania i latania w końcu musiała się skończyć. Tom zleciał niżej, aby móc lekko osiąść na ziemi a Surm przysiadł na pobliskim drzewie. Napiłem się zimnej wody z rzeczki, która na szczęście nie zamarzła do końca
-A więc szukamy April, szczerze nie wiem, gdzie będą, ale Surm ich znajdzie.- Powiedziałem do Toma i zarżałem, aby dać rozkaz Surmowi. Tom przyglądał się bacznie temu, pewnie dalej nie dowierza, że nauczyłem się gadać z nim. Ehh te piękne lata razem z Surmem, nic dziwnego, że dogadujemy się razem. Orzeł wrócił skrzecząc głośno.
-Dobrze więc ruszajmy, długo cię nie było, a przed chwilą wyładowaliśmy się z energii, oglądniesz tereny i powoli dojdziemy do klaczy, na szczęście nie są daleko. – po czym ruszczyliśmy z Tomem kłusem pomiędzy drzewami. Puchaty śnieg skrzeczał od mrozu pod naszymi kopytami, a z pyska ulatywała para. Miło było tak zwiedzać tereny w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. Liczę, że teraz Tom zostanie na dłużej, oczywiście, jeśli się April zgodzi. Po krótkim marszu doszliśmy do polany gdzie można by powiedzieć April medytowała. Widać było, że klacz jest daleko w swoich myślach. Podeszliśmy, po czym przywitałem się z klaczą.
-Witam przywódcę, popacz kogo znalazłem.
<April, tom>

Od Phanthoma cd. Shadowa

Przed nim stał brązowy ogier w białe plamy o czarno-siwej grzywie. Na początku sądził, że to zwidy, ale gdy zobaczył orła, którego imienia nie zapomniał, zrozumiał, że to nie iluzja i przed nim stał Shadow. Pierwszy koń, którego zdążył polubić za ciszę, jaka wokół niego panowała. Automatycznie przypomniał sobie swoje pierwsze dni, entuzjazm April, gadatliwość Aviany i wilki. W sumie to ostatnie było najciekawszym zdarzeniem, na jakie tutaj trafił.
A jednak dalej to lubisz.
Zastrzygł uszami i spojrzał na ptaka nad sobą, który dalej nad nimi krążył. Nagle nabrał ochoty na rozłożenie swoich skrzydeł i sprawdzenie, czy coś się zmieniło w terenach. Może któreś utracili? Albo zbadali nowe? Mógł zapytać, ale wolał to sam sprawdzić, mimo wszystko jego charakter po tej podróży nie zmienił się w żadnym stopniu.
- Chyba tak – odpowiedział w końcu.
- Chyba? - dopytywał się, na co Phanthom pokiwał głową. - Mogę wiedzieć, skąd ta zmiana decyzji? - ziemski koń podszedł bliżej i spojrzał na krajobraz. Pegaz stanął obok i także obserwował dolinę.
- Chyba nie jestem stworzony do samotności – odpowiedział, pierwszy raz szczerze.
A ja to co?
- Więc chyba przydałoby się znaleźć April – stwierdził.
- Akurat jej szukam – przyznał, po czym rozłożył skrzydła. - Twój Surm dalej jest taki szybki? - minimalnie się uśmiechnął do ogiera.
- Nawet szybszy – Phanthom skinął głową, po czym oboje ruszyli biegiem przed siebie, po chwili pegaz wzniósł się w powietrze i dołączył do Surma, który w końcu przestał robić nad nimi kółka. Ptak przez chwilę leciał obok konia, ale zaraz go wyprzedził i leciał nad swoim właścicielem. Phanthom pierwszy raz się cieszył, że wrócił do starego miejsca. Może dalej nie potrafił się do niego przyzwyczaić, ale na razie było najlepszym wyjściem. Czas odnaleźć April i być może jej kuzynkę.

Shadow?

24 sty 2020

Od Shadowa Cd Phanthoma

Obudziłem się bardzo wypoczęty. Wstałem i zobaczyłem więcej śniegu, niż gdy kładłem się spać. Popatrzyłem w niebo i ujrzałem piękne słońce, które nie było zasłonięte ani jedną chmurką. Oglądnąłem się do okoła i zauważyłem, że Surm śpi, a połowa stada już się rozeszła. Postanowiłem obudzić orła, podszedłem do drzewa i tyłem uderzyłem mocno w konar. Drzewo zatrzęsło się, a biedny ptak aż pofrunął w górę wyrwany ze snu. Zacząłem głośno rżeć z tej śmiesznej sytuacji, a widząc, że orzeł wyciąga pazury i leci w moją stronę, ruszyłem galopem przed siebie. Lubiłem tę zabawę, galop, wiatr w grzywie, tęten kopyt i mój przyjaciel. Po chwili zmęczenia przystanąłem na polanie pełnej śniegu. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale na górze widziałem konia siwego. Może to przewidzenie, ale góra wydawała się dobrym miejscem na podziwianie pięknego terenu zasypanego białym puchem. Pobiegłem na górę, a Surm leciał nade mną skrzecząc, ponieważ on nie wpadał w zaspy jak ja. Nie poddałem się i więcej siły włożyłem w to, aby wyjść na górę śniegu, wtedy zauważyłem, że to nie są przewidzenia i na górze stoi koń. Gdzieś już go widziałem, jednak nie wiem, czy go znam. Surm latał nad nim, tworząc okręgi, a koń przypatrywał mu się. Nagle odwrócił łeb i spojrzał prosto na mnie.
-Tom? – zapytałem nie wiedząc, czy dobrze widzę.
-Shadow, jak miło cię widzieć i Surma też.- Tom uśmiechną się nieznacznie.
-Odszedłeś od stada, więc co tu robisz? Chcesz wrócić?- zapytałem, nie wiedząc co koń, który odszedł, robi na naszym terenie.
<Tom?>.

22 sty 2020

Od Mauer CD Laisreana

Ludzie. Tak blisko zawędrowali czy my tak daleko zaszliśmy? 
Martwiło mnie, że w razie potrzeby nie mieliśmy zbyt wielu wojowników, którzy mogliby chronić stado przed nimi. Jeśli mamy wśród nas jeszcze jakiegoś zmiennokształtnego, może byłoby to dodatkowe ułatwienie. Może powinnam dyskretnie… popytać?
Laisrean, jak i ja, już nie skupiał się na przyrodzie wokół nas ani na rozmowie. Szliśmy dosyć pospiesznie, w końcu skąd mieliśmy wiedzieć, dokąd zmierzają ludzie i jak długo zajmie im droga? Co, jeśli poruszali się szybciej niż my? Oni już dawno przestali być takimi, jakich pamiętali moi przodkowie. 
Ani się obejrzałam, a już byliśmy na polanie. Kiwnęłam głową do swojego towarzysza, zauważywszy przywódczynię stada. Ruszyliśmy do niej, była pochłonięta rozmową z Vanitasem. Widziałam, że ostatnio sporo czasu ze sobą spędzali. 
– April, Vanitas, wybaczcie, że wam przeszkadzamy akurat w tym momencie, ale musimy porozmawiać. 
Klacz spojrzała na mnie nieco zawstydzona, choć nie wiedziałam dokładnie dlaczego. 
– Oczywiście, o co chodzi? Wyglądacie na zaniepokojonych. 
– Spacerowaliśmy po lesie, gdy nagle do mych uszu dotarły głosy. Zaiste, ludzkie istoty musiały to być, są w drodze, lecz gdzie cel ich wędrówki się znajduje?
Pokiwałam tylko głową, potwierdzając słowa Laisreana. 
– Ludzie? Tutaj? Jak daleko?
Spuściłam wzrok, zakłopotana. W czasie naszego spaceru kompletnie nie skupiałam się na tym, gdzie właściwie się znajdowaliśmy. Mój towarzysz chyba też nie był pewien, lecz wybrnął nieco wymijającą odpowiedzią. 
– Uważam, iż powinniśmy mieć się na baczności, wszak nie wiadomo, dokąd zmierzają. 
– Rozumiem – April pokiwała głową, po czym oznajmiła, że musi porozmawiać z resztą członków stada, by spróbować określić plan defensywy. 
Spojrzałam na Laisreana i westchnęłam, bezradna. Czułam burczenie w brzuchu. Czasem naprawdę zapominałam o minimum posiłków. 
– Zadanie wykonane. Raczej nie znalazłeś weny twórczej, więc na nic konkretnego się nie przydałam, ale dobrze, że odkryliśmy ludzi na terenie – uśmiechnęłam się pogodnie do ogiera. Często mnie zastanawiało, skąd brałam siłę na choćby udawanie przed samą sobą, że jest dobrze. Tym razem mój nastrój nie był jednak przerysowany. 

Laisrean?

Od Phanthoma

Ile ofiar błagało o życie; nie potrafił zliczyć. W imię czego oni wszyscy ginęli; nie potrafił zrozumieć. Jak często dostawali rozkazy; nie pamiętał. Czy kiedyś tam świeciło słońce; zapomniał. 
Mam ci przypomnieć? 
Ogier pokręcił głową, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Szedł przed siebie od kilku minut, aby znaleźć jakiegoś konia. To na pewno ten las, zapamiętał go, chociaż był tu nie długo i chociaż wszystko było zasypane śniegiem. Opuścił to miejsce kawał czasu temu, ale wrócił szybciej, niż myślał. Nie potrafił się odnaleźć jako samotny ogier, przebywający świat w poszukiwaniu przeznaczenia, czy czegoś podobnego. Skoro od małego był uczony pracy w grupie i zawsze przebywał wśród innych, jak miał żyć samotnie? Nie ważne jakby tego nie chciał, musiał należeć do jakiegoś stada, a tylko to znał i tylko w tym się zatrzymał na jakiś czas. Reszta stad go nie interesowała, bo wtedy sądził, że jest w stanie mieszkać sam i może by mu się to udało, gdyby nie Głos. Ten denerwujący typ, siedzący w jego głowie, odzywał się coraz częściej, gdy Phanthom był sam. Wykorzystywał te chwile cichy, próbując mu namieszać w głowie. Jedyny ratunek od niego, widział w stadzie. Dlatego wrócił.
Kilka koni nie sprawi, że zniknę.
Nie odpowiadał mu już, nauczył się go ignorować, chociaż niekiedy był bardzo denerwujący. Wyszedł z lasu i nie spotkał nikogo. Podniósł łeb, przed sobą zobaczył polanę śniegu. Wszedł na niewielką górkę, pomagając sobie skrzydłami, gdy wpadał w zaspy. Gdy był na górze, mógł podziwiać zaśnieżony krajobraz Północnej Serani. Ale co z tego, gdy nie było tu żadnych koni? Nagle usłyszał za sobą kopyta. Odwrócił się do konia.

Ktoś chętny na wątek?

21 sty 2020

Od Mauer CD Meriel

Gdy przerażona rozglądałam się po lesie za klaczami, które nagle rozpłynęły się w powietrzu, wokół mnie narastały wszechobecne szumy. Powoli przeradzały się w szepty i krzyki, a mnie robiło się ciemno przed oczami ze strachu i braku tlenu. Byłam pewna, że zaraz postradam zmysły. Gwałtownie odwróciłam się, słysząc cichy głos mojego brata.
Drzewa w promieniu kilku metrów zniknęły, a na powstałej polanie stało kilkanaście koni. Wszystkie bez oczu, grzyw i ogonów. W znajomych pyskach rozpoznałam członków całej swojej rodziny.
Patrzyli na mnie.
Niestosownie do sytuacji zerwałam się do szukania wśród nich swojego brata, jednak właściciela szepczącego głosu nie widziałam.
W jednym momencie wszystkie widma zaczęły przeraźliwie krzyczeć. Wtedy panika przejęła nade mną kontrolę. Chciałam uciec od tego koszmaru, lecz moje nogi się plątały, a zjawy niespiesznie kierowały się w moją stronę.
Obudziłam się. Leżałam na owej polanie, jednak wokół mnie panowała niezmącona cisza i półmrok. Jakimś cudem opanowałam oddech i uspokoiłam się. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale próbowałam skupić się na odszukaniu Meriel i Meary, a nie na przerażającym i znającym najdalsze krańce mojego umysłu lesie.
Wychwyciłam wśród drzew sylwetkę konia. Wcale nie byłam pewna, czy chcę tam iść, ale nie miałam żadnej alternatywy. Niepewnie zbliżyłam się, a moim oczom ukazała się Meriel..
Sama.
– Meriel..? – odpowiedziała mi cisza i przerażone oczy klaczy, która patrzyła na mnie jak na ducha. – Meriel, to ja, Mauer. To naprawdę ja, co się stało? Dlaczego ty... Gdzie jest Meara? – Pytania cisnęły mi się na język.
Klacz nagle ruszyła i rzuciła mi się z płaczem na szyję. Przełknęłam ciężko ślinę, przytulając ją. Była roztrzęsiona, dużo bardziej niż ja. Do mnie jeszcze nie docierały  zdarzenia od momentu wejścia do tego piekielnego lasu. Chyba nie chciałam wiedzieć, co zobaczyła tu Meriel. Takie wspomnienia często zabiera się ze sobą do grobu.
– Cichutko, już dobrze, już wszystko jest dobrze. Meara jest gdzieś niedaleko, znajdziemy ją i pójdziemy sobie stąd. Zobaczysz, już niedługo będziemy z powrotem na polanie, obiecuję – usilnie starałam się nieco uspokoić klacz. No, przynajmniej doprowadzić ją do stanu, w którym mogłaby dalej iść.
Gdy ucichła i lekko się odsunęła, wzięła głęboki wdech i pokiwała głową.
– Chodźmy.
Nie chciałam rozmawiać o zdarzeniach w lesie, dopóki nie byłyśmy wszystkie bezpieczne poza jego granicami. Natomiast pogawędka rzędu tej o pogodzie była absurdalna i nie do pomyślenia, więc szłyśmy w ciszy, czerpiąc siły ze swojego towarzystwa. Nie byłam w stanie tego okazać, ale cholernie cieszyłam się, że nie jestem już sama.
Zerknęłam Meriel kątem oka. Szła, jakby od zawsze całe ciało należało do niej. Może było to spowodowane tym, że pewnie nie skupiała się na poruszaniu. Miałam cichą nadzieję, że podświadomie nie skupiała się na niczym, by zachować względny spokój.
Uderzyła mi do głowy myśl, że nawet nie spytałam, czy wszystko jest.. okej.
– Dobrze się czujesz? Znaczy… Nie boli cię nic?
Klacz spojrzała na mnie z nieokreślonym wyrazem pyska i pokiwała głową.
– Wszystko w porządku – usłyszałam ciche potwierdzenie.
Nie wyłączałam myślenia, by znów nikogo nie zgubić. Meriel nagle stanęła i zaczęła nasłuchiwać. Podążyłam jej śladem i niemal od razu ruszyłam w stronę, z której pochodziło nawoływanie. Moja towarzyszka wyprzedziła mnie, biegnąc do przestraszonej Meary.
Nie spędziłam przecież z nimi choćby tygodnia, a dziwnie było patrzeć na nie dwie.. osobne. Czułam jednak, że jeśli wszystko skończy się dobrze, ich życie będzie lepsze.
Westchnęłam z ulgą, mając za priorytet wyprowadzenie nas z lasu. Miałam wrodzoną umiejętność określenia, gdzie są poszczególne kierunki świata, choć w tak dziwnych miejscach ten "kompas" czasem zawodził. Liczyłam, że tym razem nam się poszczęści.
Poza krótkimi zdaniami, rzucanymi w celu zgadania się co do drogi, szłyśmy w zupełnej ciszy. Tym razem tak, byśmy miały siebie możliwie w polach widzenia.
Gdy zobaczyłyśmy prześwity między drzewami, informujące nas o zbliżającej się granicy lasu, każda z nas nieświadomie przyspieszyła kroku. Na ścieżkę praktycznie wbiegłyśmy.
Odetchnęłam głęboko. Poczułam się nagle kompletnie wykończona. Niemal opadłam na trawę, Meriel i Meara też wyglądały na bardzo zmęczone.
Czułam, że najchętniej poszłabym spać, jednak wyglądało na to, że był dopiero wczesny ranek, ale.. tego dnia, co wyruszyłyśmy, czy następnego?

Meriel/Meara?

20 sty 2020

Od Shadowa

Jak co noc obudził mnie Surm, łapiąc mnie swoimi pazurami za grzywę. Wstałem i otrząsnąłem się z zimowego puchu śniegu, który zdążył zasypać wszystko w koło. Pięknie wygląda nasz teren zimą, wszystko jest białe, a na niebie widać tańczące płatki śniegu. Odszedłem kawałek dalej, a Surm niecierpliwił się coraz bardziej, aby jak co noc poganiać się po terenach. Niestety śnieg to lekko utrudniał, ponieważ bardzo widać ślady, a przez to, że nie ma liści ciężko się schować, więc Surm bardzo musi uważać. Biegnąc, zmieniłem się w bestie i szybko pognałem przed siebie. Dzięki grubemu futru i wiecznie ciepłemu organizmowi nie czułem w ogóle mroźnego powietrza. Biegałem tak przez dobre parę godzin z Surmem w powietrzu, gdy nagle zaskrzeczał. Pogrążony we własnych myślach aż się przestraszyłem. Jednak udało mi się zmienić dość szybko w końską postać i oddalić trochę od śladów łap wilka. Schowałem się za drzewami i zobaczyłem, jak po moich wcześniejszych śladach idzie koń, a na prawej tylnej nodze nad kopytem miał niewielki znak, który wyglądał jak by się, palił. Na początku przestraszyłem się, że coś się może stać koniowi, jednak ten szedł w spokoju po śladach. Wolałem nie wychylać się, aby nie podejrzał nic. Oddaliłem się najciszej jak to możliwe jednak pod śniegiem nie widać gałęzi. Gdy nadepnąłem na suchą gałąź i usłyszałem charakterystyczny dźwięk i puściłem się pędem przed siebie.

<Alicja?>

UWAGA!

Jak sami zdążyliście zauważyć, przez ostatnie dwa miesiące na blogu kompletnie nic się nie działo. Zero postów, kompletna cisza. Zapewne większość z was była zajęta swoimi własnymi sprawami, takimi jak szkoła i całkowicie to rozumiem. Ja również nie zaglądałam na bloga zbyt często właśnie z powodu szkoły i sama go zaniedbałam. Ale teraz mamy zamiar przywrócić go do życia i porządnie się nim zająć.W związku z tym każdy członek bloga jest zobowiązany do napisania opowiadania w ciągu dwóch tygodni (do 20 stycznia).
~Administracja Bloga Silver Moon

Powrót Phanthoma!

Z radością ogłaszamy, że do stada ponownie zawitał Phanthom! Witamy ciepło! 


opaque-studios
19.02 | 5 lat | Zwykły członek | Pegaz | Pandemonium.

Od Shanti

Noc rodziła we mnie uczucie błogiego spokoju. Ciemne barwy nieba sprzyjały mojemu zmęczeniu, powodując jeszcze większą chęć zapadnięcia w sen. Pochyliłam się, wbijając spojrzenie w zamarzniętą taflę jeziora. W niektórych miejscach lód wydawał się na tyle kruchy, że miałam niespodziewaną ochotę, usłyszeć jak trzaskałby pod ciężarem mojego ciała. Panująca zima nie powodowała u mnie tyle nieprzyjemnych odczuć co u innych. Urodziłam się na terenach wiecznie oblodzonych i pokrytych grubą warstwą białego puchu, dlatego też niska temperatura nie robiła na mnie większego znaczenia. Długa sierść zapewniała mi długotrwałe ciepło. Wypuściłam z siebie parę powietrze, obserwując, jak w postaci ledwo widocznej chmurki wznosi się ku górze.
Wpatrywałam się w dal, nucąc melodię kołysanki z lat źrebięcych. Zmrużyłam oczy, gotowa w pełni oddać się krainie Morfeusza. Prawie zasypiałam, póki z pobliskich drzew nie dobiegł mnie odgłos szumu. Zastrzygłam uszami i leniwie uniosłam powieki w górę. Wbiłam spojrzenie w kierunku źródła dźwięku, ale wśród panujących ciemności, ciężko było mi cokolwiek dostrzec. Ponowiłam próbę uśnięcia, jednak tajemniczy szelest zabrzmiał kolejny raz. Zadręczam na wszystko, iż z pewnością nie był to zwykły wiatr dmuchający w łysawe drzewa Rośliny dawno utraciły swe liście, więc świst był dla mnie jeszcze bardziej podejrzane. W końcu warknęłam sama do siebie i zerwałam się na równe nogi. Nic tak nie ukoi moich nerwów, jest nocny spacer po pobliskiej okolicy.
Muszę przyznać, że tereny są całkiem ładne. Nawet mi się tu podobało. W centrum stada spostrzegłam kilka kształtów koni, śpiących, skrytych wśród pni drzew. Wedle znanych mi informacji, stado liczyło zaledwie dwunastu członków. Nie była to wcale aż taka mała liczba. 
Im dalej szłam, tym większe zmęczenie atakowało mój organizm. Po zrobieniu obchodu po wszystkich terenach, wróciłam nad jezioro, gdzie tym razem, nic nie przeszkodziło mojemu snu.

12 sty 2020

Od Vanitasa - CD Alicja

Wsłuchałem się w głos przywódczyni, prostując się. Dokładnie przeanalizowałem jej prośbę, zastanawiając się, jak taki spacer wpłynie na moją rutynę. Moje codzienne zadania skupiały się na zbieraniu roślin i udzielaniu rad innym członkom stada. A teraz, kolejny już, nowy koń, zawitał na tych terenach. Uznałem, że warto oprowadzić Alicję po terytoriach, biorąc pod uwagę, jak niektórzy bywają zagubieni na samym początku. Klacz nie sprawiała wrażenia nieśmiałej, a jedynie nieoswojonej z nową sytuacją. Z pewnością zaskakująca była dla niej informacja o większej ilości „odmieńców” takich jak ona.
- Jasne, mogę to zrobić — odparłem w końcu, przerywając cudowną ciszę. 
- Nie chcesz iść z nami? - zagadnąłem przywódczynię. Taki spacer mógłby polepszyć więzi między dowódcą stada a nowym członkiem, co jednocześnie mogłoby lepiej wpłynąć na Alicję. April zamyśliła się na moment, po czym z delikatnym uśmiechem lekko skinęła głową.
- Ale tylko kawałek, mam później sprawę do załatwienia- stwierdziła. W ten oto sposób nasza trójka rozpoczęła wędrówkę po terenach tabunu. Nikt z nas nie fatygował się do poprowadzenia dłuższej i głębszej konwersacji. Nasze krótkie rozmowy opierały się na opisywaniu danego miejsca, w którym obecnie się znajdowaliśmy. Patrząc na nową klacz, ciężko było mi ocenić, co sobie teraz myśli. Z pewnością fakt, iż odmienności w postaci mocy są na tych terenach codziennością, wzbudzał w niej zainteresowanie, a jednocześnie i pewną ulgę. Nie mnie jednak przejmować się takimi rzeczami. April w pewnym momencie zatrzymała się, informując, że ma do załatwienia kilka ważnych sprawy. Obiecała nam jednak ponowne spotkanie w późniejszym czasie, to też pożegnaliśmy się z nią krótko.
Nasze zwiedzanie przeobraziło się w zwykły marsz, podczas którego moja uwaga niespodziewanie przerzuciła się na ośnieżoną drogę. Chwilę mi zajęło, nim przypomniałem sobie o moim towarzystwie. Gwałtownie obróciłem łeb w lewo, gdzie ujrzałem zapatrzoną w dal klacz. Podążyłem za jej wzrokiem, wbijając go w otoczony mroczną aurą las. Mimowolnie westchnąłem, co zwróciło uwagę Alicji.
- Coś się stało? - spytała.
- Nic, tylko ten las — mruknąłem, zaprzeczając samemu sobie- Wiem, że jego negatywna energia kontrastuje z tym jakże pozytywnym otoczeniem, co wzbudza w każdym spore zainteresowanie, ale jest to miejsce, do którego wstęp jest bezwzględnie zakazany. Takie zasady stada — wyjaśniłem, uprzedzając standardowe pytania.


                                                                            Alicja?

11 sty 2020

Od Hope cd. April

Zapomniałam już, jak wyglądają konie z tego stada, w końcu dla mnie każdy wygląda tak samo. Wyleciał mi z głowy również fakt, że April miała moc uzdrawiania – to imponujące regenerować swoje rany i szybko wrócić do zdrowia. Obserwowałam, jak jej rana po prostu znika, a gdy klacz zadała mi pytanie, chciałam się zaśmiać.
- Też tak myślałam – jednak mój pysk pozostał bez wyrazu. Przez chwilę milczałyśmy, prawdopodobnie sądziła, że coś dodam, ale nie chciało mi się opowiadań, po co odeszłam i dlaczego wróciłam.
- Więc co cię tu sprowadza? Chcesz wrócić? - znowu przez chwilę milczałam, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy naprawdę chciałam tu znowu zostać? Wśród tych, których nie lubię? Których lubię tylko pod postacią ofiary do zjedzenia? Tak naprawdę, wyboru nie miałam, co innego mogłam ze sobą zrobić?
- Tak, jest na to szansa? - zapytałam spokojnie. Klacz pokiwała głową i się lekko uśmiechnęła.
- Ciesze się – skinęłam na to głową, gdyż ja się nie cieszyłam. Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła wrócić do swojego prawdziwego życia. - Mogę zapytać, gdzie byłaś przez ten czas? - chciałam pokręcić głową, ale zamiast tego odpowiedziałam:
- Tu i tam, szlajałam się gdzie popadło.
Tak naprawdę odeszłam, aby znaleźć sposób, na powrót do prawdziwej postaci. Chciałam znaleźć tego szamana, albo chociaż moje stado, niestety nie odnalazłam nikogo, kompletnie. Jakby wszyscy się rozpłynęli, chociaż pewnie ruszyli na zachód. Może za jakiś czas i ja się tam wybiorę? - Gdzie reszta? - zmieniłam temat. 

April?

7 sty 2020

Od April CD Hope

Powolnym krokiem przemierzałam tereny w poszukiwaniu jednego konkretnego konia - Laisreana. Pilnie potrzebna mi była jego pomoc w pewnej sprawie - nieznana wataha wilków zaczęła się panoszyć po naszych terenach i potrzebowałam kogoś, kto mógłby z nimi porozmawiać. Sytuacja była naprawdę pilna, ale ogiera nigdzie nie było. Zrezygnowana zatrzymałam się na chwilę by odpocząć, gdyż byłam zmęczona ciągłym bieganiem w te i we wte. Podeszłam bliżej jeziorka i napiłam się trochę wody. Byłam dzisiaj niezwykle zmęczona i nie czułam się zbyt dobrze, ale nie wiedziałam czym było to spowodowane. Skupiłam się na własnych przemyśleniach tak bardzo, że nie zwróciłam uwagi na szelest krzaków znajdujących się zaraz za mną. Wróciłam do rzeczywistości dopiero, gdy usłyszałam głośne warczenie. Jak poparzona odwróciłam się i ujrzałam wielkiego, czarnego wilka.
-O nie, tylko nie to - wymamrotałam wystraszona.
Wilk warknął jeszcze raz i zaczął się powoli zbliżać. Wycofałam się lekko i w myślach zaczęłam obmyślać wszystkie możliwe sposoby ucieczki. Nie zdążyłam jednak porządnie się zastanowić, gdyż napastnik rzucił się na mnie. Upadłam na ziemię, a moje ciało opanował silny ból, gdy wilk zatopił swoje kły w moim boku. Zarżałam głośno, próbując zrzucić go z siebie. W końcu mi się udało, a zdezorientowane zwierzę uderzyło mocno w pobliskie drzewo. Drapieżnik zaskomlał cicho, spojrzał się na mnie ostatni raz i wskoczył w krzaki. Nie miałam pojęcia, czy był to wilk z mniemanej watahy, która zabłądziła na nasze tereny, ale wiedziałam, że muszę jak najszybciej zająć się swoimi ranami i znaleźć Laisreana oraz resztę członków stada, żeby ich ostrzec. W końcu nie chciałam, żeby komukolwiek stała się krzywda. Jako przywódczyni powinnam być odpowiedzialna za wszystkich a bezpieczeństwo stada jest moim priorytetem. Próbowałam wstać z trawy, ale nie dałam rady. Traciłam krew niezwykle szybko i wszelkie próby ruchu kończyły się ponownym położeniem na ziemi. Spojrzałam się przelotnie na ranę, próbując ocenić sytuację. Była dość rozległa, ale wiedziałam, że jeżeli się skupię, to dam radę ją uleczyć. Postanowiłam spróbować. Skupiłam się na ranie i krwi najbardziej jak potrafiłam, ale wtedy.. Usłyszałam kroki. Szybko odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku, lecz jedynym co zobaczyłam był koń. Pegaz, jeżeli mam być bardziej precyzyjna. Czarna klacz wlepiła we mnie swoje spojrzenie.
-Może pomóc? - zaoferowała spokojnie.
Uśmiechnęłam się słabo i pokręciłam głową.
-Dam sobie radę, mam moc uzdrawiania - powiedziałam i ponownie skupiłam się na ranie.
Klacz stała cicho, a ja użyłam swojej mocy. Już po kilkunastu sekundach rana zaczęła się zasklepiać i już po chwili praktycznie nie było po niej śladu (z wyjątkiem krwi). Powoli się podniosłam. Nadal było mi słabo, gdyż nie dość, że straciłam dużo krwi, dużo mej energii również ubyło. Uśmiechnęłam się w stronę pegaza i przyjrzałam się jej dokładniej. Wtedy dotarło do mnie z kim rozmawiam.
-Hope? To ty? Myślałam, że odeszłaś - powiedziałam zdziwiona, jednak uśmiech nie znikał z mojego pyska. Miło było znowu ją widzieć.
<Hope?>

5 sty 2020

Od Hope

Zamknęłam oczy i znowu to sobie wyobraziłam. 

Biegnę przez las z niewiarygodną prędkością, ścigam swoją ofiarę, która jest równie szybka jak ja. Po chwili obok mnie pojawia się kolejne zwierzę, biegniemy razem, tak jak kiedyś. Omijamy drzewa, przeskakujemy rzeczki i razem dopadamy sarnę. Potem się zatrzymuję, podnoszę łeb i spoglądam na swego przyszłego męża.

Nigdy nie pozwolę odejść tym wspomnieniom, nie ważne ile czasu przetrwam w tym ciele, nawet jeśli mam tak żyć do końca swego istnienia, nigdy nie zapomnę swej miłości. Nigdy nie pozwolę sobie zapomnieć tego, kim na prawdę jestem i co mam w sercu, a mimo wszystko, w sercu dalej jestem drapieżnikiem - tylko w ciele ofiary.
Podniosłam się z ziemi i wyprostowałam gnaty. Przez chwilę stałam otumaniona, promienie słońca ledwo do mnie docierały przez las, w jakim się znajdowałam. Spojrzałam w górę, zobaczyłam błękitne niebo, a po chwili lecącego ptaka. Kolejny nudny koński dzień. Westchnęłam zrezygnowana i zniżyłam łeb, skubnęłam trochę trawy i zaczęłam ją przeżuwać. Miałam dość tej zieleniny, ale co zrobić, kiedy moje ciało nie przyjmuje mięsa? Rozprostowałam skrzydła i aby chodź trochę urozmaicić sobie ten dzień, postanowiłam wybrać się w góry. Stamtąd chciałam po prostu skoczyć i polatać wśród orłów. Skierowałam się do wyjścia z lasu, jednak coś mnie zatrzymało. Była to woń krwi, jako drapieżnik instynktownie ruszyłam w jej kierunku. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem pumą i właśnie zmierzam do swej kolacji - jakże ta myśl była mylna. Zamiast ofiary do pożarcia, zobaczyłam konia. Leżał na ziemi i miał zraniony bok, podeszłam do niego.
- Może pomóc? - zaoferowałam spokojnie.

<Ktoś?>

Odejście Caranthira oraz powrót Hope


Z przykrością informujemy o odejściu Caranthira ze stada z powodu braku czasu. Prosiłybyśmy jednak autorkę o skontaktowanie się z jedną z adminek jeżeli jest taka możliwość na discordzie, howrse bądź pocztą elektroniczną!


Yewrezz
13.11 | 7 lat | Koń ziemski | Wojownik | ---


Pragniemy także z radością ogłosić, że Hope powraca do stada! Witamy ciepło z powrotem! ^^

opaque-studios
19.02 | 13 lat | Wojowniczka | Pegaz | Pandemonium.


~ Administracja bloga Silver Moon