Chłodny zimowy powiew muskał moją skórę, kiedy powolnym i dość niezgrabnym krokiem zmierzałam przed siebie bez podjętej decyzji dokąd tak właściwie zamierzam się udać. Myślałam nad Jeziorem Gai, tudzież o Lazurowej Polance, jednak fakt, że mogłabym tam spotkać sporą ilość członków stada skutecznie mnie od tych miejsc odwodziła co spowodowało, że w dalszym ciągu po prostu szłam przed siebie w przyjemnej ciszy.
Po pewnym czasie, minutach, może nawet i godzinach znalazłam się wyjątkowo blisko Tysiącletniego Drzewa, stare drzewo które świadkiem musiało być niesamowitych wydarzeń. Na obecną chwilę nie widziałam lepszej lokalizacji w której mogłabym się zatrzymać, toteż podeszłam jeszcze bliżej, a upewniwszy się, że wokół żywej duszy brak zajęłam dogodne sobie miejsce w cieniu okazałych gałęzi. Wiatr choć wciąż nieco chłodnawy, w obecnych warunkach stał się raczej bardziej przyjemnym doświadczeniem niżeli utrapieniem. Wsłuchałam się w szum wody która spokojnie spływała i przymknęłam oczy wyobrażając sobie rodzinę którą porzuciłam kawał drogi stąd. W głowie odtwarzałam stale dobre wspomnienia, starając się nie wyobrażać sobie w swojej chorej wyobraźni tego co mogłoby by się stać gdybym tam jeszcze powróciła w takim stanie. Odrzucenie? To dość delikatne słowo. Hańba dla całej rodziny i wygnanie w okrutny sposób. Wzroki pełne pogardy które obwiniałyby cię o każdy najmniejszy błąd, wiedząc o tobie wszystko, a zarazem nic. Do diabła, Aviana, nawet w takich warunkach nie potrafisz się zrelaksować.
- ...iskry w oczach twe, com rozgrzewają serce me, miła o ma... Miła ma, tyś.. hm... - dobiegło w ten do moich uszu, jeżeli nie mylę się zaledwie kilka kroków dalej. Drzewo duże jest, owszem, ale byłam przekonana, że jestem tu sama.
W końcu wychyliłam się bardziej by dostrzec jegomościa i zauważyłam drobnego konia, którego smukła sylwetka i delikatna uroda zupełnie przeczyła usłyszanego przeze mnie wcześniej głosu. Głos choć niewątpliwie był męski, sam koń raczej przypominał dorodną klaczkę.
Wychyliłam się jeszcze bardziej i lekko otworzyłam paszczę by się przywitać, jednak zaraz oświeciło mnie i jedynie ugryzłam się w język, spuszczając nieco łeb. Nie kojarzyłam go nawet, czy był członkiem stada czy po prostu wędrowcem? Gdyby był obcy z chęcią bym przedstawiła go April, jednak wątpię czy by zechciał pójść za kimś, kto nawet nie uraczy go ciepłą rozmową.
Choć sam ogier jak mniemam, bo głosu postanowiłam jednak jego zaufać, zadziwił mnie nie tylko swą urodą, ale i swą mową. Był artystą, to na pewno, a sposób w jaki się wypowiadał był co najmniej intrygujący. Tak bardzo chciałam wymienić z nim choć parę słów więc zbliżyłam się ostatecznie nieco bardziej by zauważył mą obecność i delikatnie, wręcz niezauważalnie skinęłam głową w jego stronę, co najwidoczniej wystraszyło go, przez co delikatnie się wzdrygnął i przyjął pozycję gotową do ewentualnej ucieczki. Spojrzałam na niego smutno, starając się gestami wskazać, że złych zamiarów z pewnością nie mam.
< Laisrean? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz