20 sty 2020
Od Shadowa
Jak co noc obudził mnie Surm, łapiąc mnie swoimi pazurami za grzywę. Wstałem i otrząsnąłem się z zimowego puchu śniegu, który zdążył zasypać wszystko w koło. Pięknie wygląda nasz teren zimą, wszystko jest białe, a na niebie widać tańczące płatki śniegu. Odszedłem kawałek dalej, a Surm niecierpliwił się coraz bardziej, aby jak co noc poganiać się po terenach. Niestety śnieg to lekko utrudniał, ponieważ bardzo widać ślady, a przez to, że nie ma liści ciężko się schować, więc Surm bardzo musi uważać. Biegnąc, zmieniłem się w bestie i szybko pognałem przed siebie. Dzięki grubemu futru i wiecznie ciepłemu organizmowi nie czułem w ogóle mroźnego powietrza. Biegałem tak przez dobre parę godzin z Surmem w powietrzu, gdy nagle zaskrzeczał. Pogrążony we własnych myślach aż się przestraszyłem. Jednak udało mi się zmienić dość szybko w końską postać i oddalić trochę od śladów łap wilka. Schowałem się za drzewami i zobaczyłem, jak po moich wcześniejszych śladach idzie koń, a na prawej tylnej nodze nad kopytem miał niewielki znak, który wyglądał jak by się, palił. Na początku przestraszyłem się, że coś się może stać koniowi, jednak ten szedł w spokoju po śladach. Wolałem nie wychylać się, aby nie podejrzał nic. Oddaliłem się najciszej jak to możliwe jednak pod śniegiem nie widać gałęzi. Gdy nadepnąłem na suchą gałąź i usłyszałem charakterystyczny dźwięk i puściłem się pędem przed siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz