Obudziłem się bardzo wypoczęty. Wstałem i zobaczyłem więcej śniegu, niż gdy kładłem się spać. Popatrzyłem w niebo i ujrzałem piękne słońce, które nie było zasłonięte ani jedną chmurką. Oglądnąłem się do okoła i zauważyłem, że Surm śpi, a połowa stada już się rozeszła. Postanowiłem obudzić orła, podszedłem do drzewa i tyłem uderzyłem mocno w konar. Drzewo zatrzęsło się, a biedny ptak aż pofrunął w górę wyrwany ze snu. Zacząłem głośno rżeć z tej śmiesznej sytuacji, a widząc, że orzeł wyciąga pazury i leci w moją stronę, ruszyłem galopem przed siebie. Lubiłem tę zabawę, galop, wiatr w grzywie, tęten kopyt i mój przyjaciel. Po chwili zmęczenia przystanąłem na polanie pełnej śniegu. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale na górze widziałem konia siwego. Może to przewidzenie, ale góra wydawała się dobrym miejscem na podziwianie pięknego terenu zasypanego białym puchem. Pobiegłem na górę, a Surm leciał nade mną skrzecząc, ponieważ on nie wpadał w zaspy jak ja. Nie poddałem się i więcej siły włożyłem w to, aby wyjść na górę śniegu, wtedy zauważyłem, że to nie są przewidzenia i na górze stoi koń. Gdzieś już go widziałem, jednak nie wiem, czy go znam. Surm latał nad nim, tworząc okręgi, a koń przypatrywał mu się. Nagle odwrócił łeb i spojrzał prosto na mnie.
-Tom? – zapytałem nie wiedząc, czy dobrze widzę.
-Shadow, jak miło cię widzieć i Surma też.- Tom uśmiechną się nieznacznie.
-Odszedłeś od stada, więc co tu robisz? Chcesz wrócić?- zapytałem, nie wiedząc co koń, który odszedł, robi na naszym terenie.
<Tom?>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz