Była noc. Na czarnym nieboskłonie nie dostrzegłam ani jednej pojedynczej gwiazdy, o gwiazdozbiorach nie wspominając, gdy uniosłam swój łeb na chwilę ku górze. Nigdzie nie było też widać księżyca. Nie mam pojęcia, czy to wina mgły, która w tak krótkim czasie stała się naprawdę gęsta, czy też chmury zasłoniły piękno nocy. Dookoła nikogo nie było. Żadnej żywej duszy. Ta cisza dźwięczała mi w uszach i z minuty na minutę stawała się nie do zniesienia. Poruszałam się powoli, niespiesznie do przodu. Nie miałam określonego celu. Nawet nie wiem jakim cudem nie zauważyłam, że tu zaszłam. Co to było za miejsce? Czy to jeszcze tereny stada? Co mi w ogóle przyszło do głowy chodzić samej? No tak... Samotność. Jedynym dźwiękiem, który towarzyszył mi przez tę nieznaną podróż był cichy stukot kopyt i bicie serca. Jednak to i tak była dla mnie cisza. Głupio było mi rżeć co jakiś czas jak jakiś obłąkany koń toteż właśnie miałam oddać się swoim wspomnieniom i muzyce, lecz wnet usłyszałam czyiś stukot kopyt, a potem głos:
- Kim jesteś?
Sama nie wiedząc, czy mam się cieszyć że w końcu od jakże dłuższego czasu wędrowania samej w tej nocy kogoś spotkałam. Czy może lepiej zignorować to? W końcu poza zarysem sylwetki i głosu nie wiedziałam o tym koniu nic więcej. Nie znałam jego zamiarów. Nie wiedziałam nawet czy jest stąd. Czy zaryzykować? Z drugiej strony po pierwsze nie znam za wiele koni w tym stadzie. Po drugie czuję się samotna. Zbyt. Po trzecie może zawrę nową znajomość?
<Phantom?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz