21 sty 2020

Od Mauer CD Meriel

Gdy przerażona rozglądałam się po lesie za klaczami, które nagle rozpłynęły się w powietrzu, wokół mnie narastały wszechobecne szumy. Powoli przeradzały się w szepty i krzyki, a mnie robiło się ciemno przed oczami ze strachu i braku tlenu. Byłam pewna, że zaraz postradam zmysły. Gwałtownie odwróciłam się, słysząc cichy głos mojego brata.
Drzewa w promieniu kilku metrów zniknęły, a na powstałej polanie stało kilkanaście koni. Wszystkie bez oczu, grzyw i ogonów. W znajomych pyskach rozpoznałam członków całej swojej rodziny.
Patrzyli na mnie.
Niestosownie do sytuacji zerwałam się do szukania wśród nich swojego brata, jednak właściciela szepczącego głosu nie widziałam.
W jednym momencie wszystkie widma zaczęły przeraźliwie krzyczeć. Wtedy panika przejęła nade mną kontrolę. Chciałam uciec od tego koszmaru, lecz moje nogi się plątały, a zjawy niespiesznie kierowały się w moją stronę.
Obudziłam się. Leżałam na owej polanie, jednak wokół mnie panowała niezmącona cisza i półmrok. Jakimś cudem opanowałam oddech i uspokoiłam się. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale próbowałam skupić się na odszukaniu Meriel i Meary, a nie na przerażającym i znającym najdalsze krańce mojego umysłu lesie.
Wychwyciłam wśród drzew sylwetkę konia. Wcale nie byłam pewna, czy chcę tam iść, ale nie miałam żadnej alternatywy. Niepewnie zbliżyłam się, a moim oczom ukazała się Meriel..
Sama.
– Meriel..? – odpowiedziała mi cisza i przerażone oczy klaczy, która patrzyła na mnie jak na ducha. – Meriel, to ja, Mauer. To naprawdę ja, co się stało? Dlaczego ty... Gdzie jest Meara? – Pytania cisnęły mi się na język.
Klacz nagle ruszyła i rzuciła mi się z płaczem na szyję. Przełknęłam ciężko ślinę, przytulając ją. Była roztrzęsiona, dużo bardziej niż ja. Do mnie jeszcze nie docierały  zdarzenia od momentu wejścia do tego piekielnego lasu. Chyba nie chciałam wiedzieć, co zobaczyła tu Meriel. Takie wspomnienia często zabiera się ze sobą do grobu.
– Cichutko, już dobrze, już wszystko jest dobrze. Meara jest gdzieś niedaleko, znajdziemy ją i pójdziemy sobie stąd. Zobaczysz, już niedługo będziemy z powrotem na polanie, obiecuję – usilnie starałam się nieco uspokoić klacz. No, przynajmniej doprowadzić ją do stanu, w którym mogłaby dalej iść.
Gdy ucichła i lekko się odsunęła, wzięła głęboki wdech i pokiwała głową.
– Chodźmy.
Nie chciałam rozmawiać o zdarzeniach w lesie, dopóki nie byłyśmy wszystkie bezpieczne poza jego granicami. Natomiast pogawędka rzędu tej o pogodzie była absurdalna i nie do pomyślenia, więc szłyśmy w ciszy, czerpiąc siły ze swojego towarzystwa. Nie byłam w stanie tego okazać, ale cholernie cieszyłam się, że nie jestem już sama.
Zerknęłam Meriel kątem oka. Szła, jakby od zawsze całe ciało należało do niej. Może było to spowodowane tym, że pewnie nie skupiała się na poruszaniu. Miałam cichą nadzieję, że podświadomie nie skupiała się na niczym, by zachować względny spokój.
Uderzyła mi do głowy myśl, że nawet nie spytałam, czy wszystko jest.. okej.
– Dobrze się czujesz? Znaczy… Nie boli cię nic?
Klacz spojrzała na mnie z nieokreślonym wyrazem pyska i pokiwała głową.
– Wszystko w porządku – usłyszałam ciche potwierdzenie.
Nie wyłączałam myślenia, by znów nikogo nie zgubić. Meriel nagle stanęła i zaczęła nasłuchiwać. Podążyłam jej śladem i niemal od razu ruszyłam w stronę, z której pochodziło nawoływanie. Moja towarzyszka wyprzedziła mnie, biegnąc do przestraszonej Meary.
Nie spędziłam przecież z nimi choćby tygodnia, a dziwnie było patrzeć na nie dwie.. osobne. Czułam jednak, że jeśli wszystko skończy się dobrze, ich życie będzie lepsze.
Westchnęłam z ulgą, mając za priorytet wyprowadzenie nas z lasu. Miałam wrodzoną umiejętność określenia, gdzie są poszczególne kierunki świata, choć w tak dziwnych miejscach ten "kompas" czasem zawodził. Liczyłam, że tym razem nam się poszczęści.
Poza krótkimi zdaniami, rzucanymi w celu zgadania się co do drogi, szłyśmy w zupełnej ciszy. Tym razem tak, byśmy miały siebie możliwie w polach widzenia.
Gdy zobaczyłyśmy prześwity między drzewami, informujące nas o zbliżającej się granicy lasu, każda z nas nieświadomie przyspieszyła kroku. Na ścieżkę praktycznie wbiegłyśmy.
Odetchnęłam głęboko. Poczułam się nagle kompletnie wykończona. Niemal opadłam na trawę, Meriel i Meara też wyglądały na bardzo zmęczone.
Czułam, że najchętniej poszłabym spać, jednak wyglądało na to, że był dopiero wczesny ranek, ale.. tego dnia, co wyruszyłyśmy, czy następnego?

Meriel/Meara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz