Ile ofiar błagało o życie; nie potrafił zliczyć. W imię czego oni wszyscy ginęli; nie potrafił zrozumieć. Jak często dostawali rozkazy; nie pamiętał. Czy kiedyś tam świeciło słońce; zapomniał.
Mam ci przypomnieć?
Ogier pokręcił głową, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Szedł przed siebie od kilku minut, aby znaleźć jakiegoś konia. To na pewno ten las, zapamiętał go, chociaż był tu nie długo i chociaż wszystko było zasypane śniegiem. Opuścił to miejsce kawał czasu temu, ale wrócił szybciej, niż myślał. Nie potrafił się odnaleźć jako samotny ogier, przebywający świat w poszukiwaniu przeznaczenia, czy czegoś podobnego. Skoro od małego był uczony pracy w grupie i zawsze przebywał wśród innych, jak miał żyć samotnie? Nie ważne jakby tego nie chciał, musiał należeć do jakiegoś stada, a tylko to znał i tylko w tym się zatrzymał na jakiś czas. Reszta stad go nie interesowała, bo wtedy sądził, że jest w stanie mieszkać sam i może by mu się to udało, gdyby nie Głos. Ten denerwujący typ, siedzący w jego głowie, odzywał się coraz częściej, gdy Phanthom był sam. Wykorzystywał te chwile cichy, próbując mu namieszać w głowie. Jedyny ratunek od niego, widział w stadzie. Dlatego wrócił.
Kilka koni nie sprawi, że zniknę.
Nie odpowiadał mu już, nauczył się go ignorować, chociaż niekiedy był bardzo denerwujący. Wyszedł z lasu i nie spotkał nikogo. Podniósł łeb, przed sobą zobaczył polanę śniegu. Wszedł na niewielką górkę, pomagając sobie skrzydłami, gdy wpadał w zaspy. Gdy był na górze, mógł podziwiać zaśnieżony krajobraz Północnej Serani. Ale co z tego, gdy nie było tu żadnych koni? Nagle usłyszał za sobą kopyta. Odwrócił się do konia.
Ktoś chętny na wątek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz