21 sie 2019

Od Laisreana CD Hope

-Ja jestem wojownikiem - oznajmiła klacz i powróciła do spożywania trawy.
Wojownik? To ciekawe, rzadko spotykałem się z klaczami, które przyjmowały to stanowisko. Wyczuwając, że Hope nie ma zbytnio ochoty na dalszą rozmowę odsunąłem się trochę i również zacząłem jeść, tym samym pogrążając się w swoich myślach. Byłem tak bardzo zamyślony, że nie zauważyłem, że klacz odeszła i dopiero gdy rozejrzałem się wokół, spostrzegłem, że zniknęła. Nie przejąłem się tym zbytnio i postanowiłem udać się na mały spacer po terenach. Kto wie, może poznam kogoś innego, pomyślałem, jednak szybko wygoniłem tą myśl ze swojej głowy i zacząłem iść. Było bardzo spokojnie, rozkoszowałem się piękną pogodą, gdy nagle usłyszałem trzask gałęzi i moja głowa natychmiastowo zwróciła się w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się lis o pięknym, rudym futrze, wpatrujący się we mnie ciekawsko.
Kim jesteś? - usłyszałem głos w swojej głowie i niemal od razu odpowiedziałem:
Laisrean mnie zwą, nie obawiaj się, nie jestem twym wrogiem.
Lis nadal wpatrywał się we mnie niepewnie, ale podszedł bliżej. Moja umiejętność komunikacji ze zwierzętami była dla mnie niczym zbawienie. Przynajmniej one mnie akceptowały i mogłem z kimś porozmawiać, nie martwiąc się, że zacznie mnie oceniać. Najwyraźniej jednak lis nie miał ochoty na bliższą znajomość, gdyż już po chwili wpatrywania się we mnie odsunął się i zniknął w krzakach. Westchnąłem przeciągle, uświadamiając sobie, że ten dzień nie będzie należał do najbardziej udanych. Postanowiłem się tym nie przejmować i poszedłem dalej. Co parę chwil słyszałem skrzeczenie kruków, siedzących na gałęziach i plotkujących między sobą, a na swoim grzbiecie czułem ich czujne spojrzenia. Minęło ledwie parę minut, a ja już dotarłem do niewielkiego jeziorka znajdującego się we wnętrzu lasu. Z niewielką trudnością przypomniałem sobie, że April oprowadzając mnie po terenach nazwała to miejsce Oazą Spokoju. Interesująca nazwa, pomyślałem, siadając zaraz przy brzegu wody. Jak zwykle oddałem się swoim przemyśleniom i utkwiłem swój wzrok w swoim odbiciu widocznym w tafli wody. Do rzeczywistości przywrócił mnie odgłos kopyt. Odwróciłem się w stronę miejsca, z którego dobiegał dźwięk i ujrzałem Hope. Podniosłem się i z lekkim zawahaniem podszedłem do klaczy:
-Jakże wspaniale cię znów ujrzeć, Hope. Mam głęboką nadzieję, że dzisiejszy dzień jak narazie mija ci promiennie.
<Hope?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz