10 sie 2019

Od Mauer CD Vanitasa (do Phantoma)

Ogier pokazywał mi właśnie jaskinię, w której składował swoje medyczne znaleziska.
– Oczywiście, będę uzupełniać te zapasy – uśmiechnęłam się. Nie chciałam rozstawać się z saszetką, przynajmniej dopóki nie czułam się swobodnie w stadzie. 
Vanitas postanowił pokazać mi tereny, zanim zapadnie zmrok. Nie zadawał pytań odnośnie mojej przeszłości, o sobie też dużo nie mówił. Nie przeszkadzało mi to, bo najłatwiej było mi poznawać innych tak powoli. Żeby wszystko wyszło samo z siebie.
– Vanitasie, dlaczego tu skręciliśmy?
W oddali widziałam ciemną ścianę lasu. Nic mi o nim wcześniej nie powiedział.
– Ach, zapomniałbym. To jest Las Zguby. Z tego, co mi wiadomo, bardzo niebezpieczny. Wszyscy członkowie stada, bez wyjątku, mają zakaz przekraczania jego granicy.
Więc nikt nie wie, jakie skarby może w sobie chować, pomyślałam. Nie żebym miała łamać prawo, które kształtowali ważni członkowie stada.. Nie teraz, gdy sama właśnie zostałam jego częścią. Towarzysz chyba zauważył moje zaintrygowanie i lekko się uśmiechnął.
– Chyba myślę to samo. Nie chcemy jednak sprowadzać na siebie kłopotów, Mauer – powiedział to jakby chcąc ostrzec, a jakby odrobinę karcąco na zapas.
– W porządku – zaśmiałam się. Poczułam, jakby zawartość mojej saszetki poruszyła się delikatnie, choć to było zupełnie niemożliwe, zważywszy na fakt, że nie było w niej nic żywego. Czy może Las miał tego więcej?
Spojrzałam na mojego przewodnika. Jego wzrok wędrował między różnymi kępkami roślin.
– Rany, Złotokrzew! – Poderwałam się i podbiegłam do rośliny, która wbrew swojej nazwie, nie miała na zewnątrz nic złotego. Skarb krył się w jej łodydze. W rodzinnym stadzie, używałam tego do alchemicznych doświadczeń. Nie widziałam tej rośliny od roku, była wymagająca co do warunków życia, a co za tym idzie - rzadka.
– Wybacz, czasem zachowuję się jak egzaltowane dziecko – uśmiechnęłam się przepraszająco. Ogier zaśmiał się cicho, podchodząc. – Nie wiem, czy w czystej medycynie ma to zastosowanie, ale pozwolisz, że wezmę trochę?
– Jasne. Myślę, że może znajdę nawet sposób, w jaki mogę to wykorzystać.
Wciąż się uczyłam, lubiłam poszerzać swoją wiedzę i chyba miałam na tym punkcie małego bzika. Vanitas, o dziwo, chętnie zaczął wywód o roślinach, które tu do tej pory znalazł i ich możliwościach. Tyle czasu raczej małomówny, w sposób, w którym nie czułam presji podtrzymywania rozmowy, teraz, absolutnie nie przynudzając, wypełniał ciszę otoczenia. Zrozumiałam, że medycyna jest chyba dla niego bardzo ważna i w zasadzie musiała być też jakby jego pasją.
Tereny należące już do stada były naprawdę piękne. Nadszedł czas do powrotu, zaczynało się ściemniać.
Rany, chyba się zmęczyłam robieniem niczego.
Często mówiłam sama do siebie albo po prostu śpiewałam w samotności.
Życzyłam Vanitasowi dobrej nocy i ogier zniknął mi z oczu. Na polanie, z przywódczynią stada stała jakaś klacz, domyśliłam się, że musiała to być zastępczyni. Zauważyła mnie i radośnie przywitała.
– Jestem Aviana, miło cię poznać – uśmiechnęła się.
– Mauer. Ciebie również. – Było już prawie ciemno, więc nie przyjrzałam jej się dobrze.
– Słyszałam, że Vanitas pokazał ci okolicę. Domyślam się więc, że jesteś zmęczona i nie chcę cię zatrzymywać. Odpocznij, zdążysz jeszcze wszystkich poznać.
– Wierzę – zaśmiałam się lekko. Czasem sama nie byłam pewna, dlaczego tak dużo się śmieję.
Pożegnałam klacz i udałam się w zakątek polany. Gdzieś majaczyły mi cienie innych koni. Często się stresowałam i tym razem nie było wyjątku. Położyłam się. Poświeciłam sobie rogiem, wybrałam źdźbło trawy i spróbowałam wyciągnąć z niego całą wodę. Do tej pory nigdy mi się to nie udało, jednak roślinka nagle się skurczyła i obumarła, a drobinki wody znieruchomiały na moim kopycie. Poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Gwałtownie cofnęłam wodę, ale źdźbło było już całkiem martwe. Zrobiło mi się strasznie przykro i obiecałam sobie, że nie będę już tego robić dla samych ćwiczeń.
O, świetnie, więc nie tylko wysadzasz w powietrze, ale i uśmiercasz ogranizmy żywe. Może dlatego tak chcesz być prawdziwym medykiem. Westchnęłam.
– Och, widzę, że tu już zajęte.
Odwróciłam się, zaskoczona i zobaczyłam cień pegaza. Kurczę, więc to było jego miejsce?
– Nie, ja mogę sobie pójść dalej, wybacz – podniosłam się. Postanowiłam się przedstawić, może okazja na rozmowę pojawiłaby się następnego dnia. Wszyscy mieli prawo być zmęczeni. Liczyłam, że nie zirytuję go przy pierwszym spotkaniu. – Mam na imię Mauer, jestem tu nowa i nie miałam okazji poznać wszystkich.

Phantom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz