4 sie 2019

Od Mauer (do Vanitasa)

Biegłam przez las, a właściwie na jego obrzeżach. Uciekałam w popłochu już któryś raz. Czułam na grzbiecie nieświeże, choć wciąż palące zadrapanie od bicza, ale liczyłam, że zagoi się wkrótce samo.
Gałęzie drzew co chwila smagały moje ciało, lecz nie raniły go. Jakby same wiedziały, że tego mi już nie potrzeba. Zatrzymałam się przy wielkim jeziorze na skraju lasku. Chciałam chwilę odpocząć i zaspokoić pragnienie. Wsłuchałam się w otaczające mnie zewsząd znaki życia, próbując nieco się uspokoić. Rozejrzałam się po okolicy w zasięgu mojego wzroku. Było naprawdę pięknie. Zachodzące słońce, kwiaty, które mogłam nazwać po samym zapachu, owady i bliżej nieokreślone małe stworzenia, które były za daleko, bym mogła im się bardziej przyjrzeć. 
Upewniłam się, że mała saszetka, którą znalazłam dawno przy jakiejś drodze nie otworzyła się. Zawartość na całe szczęście była w środku. Sporo czasu spędzałam na odkryciu jej zastosowania, a wiedziałam, że jakieś muszę znaleźć. Moje ciało reagowało na nią, dodając mi siły i energii, mimo jej pochodzenia. 
Zirytowałam się na ranę po biczu. Zasklepiła się, gdy "pogrzebałam" przy niej, właściwie jej nie dotykając. Widziałam, że prawdopodobnie zostanie ledwo widoczna blizna. Bawiłam się przez chwilę wodą, tworząc maleńki wir, gdy kątem oka zauważyłam postać, chodzącą spokojnie w pewnej odległości ode mnie. Nie mogłam uwierzyć w to, że widzę konia. Całego, zdrowego, zamyślonego i wypatrującego czegoś wśród roślin. Nie zauważył mnie, ale czułam ogromną potrzebę choćby zamienienia kilku słów. Zanim się zorientowałam, otworzyłam usta.
– Nie wiedziałam, że ktoś tu jeszcze może przebywać – zagaiłam ostrożnie. 
Ogier o jasnej, miejscami jakby błyszczącej sierści (choć to mogło być wrażenie ostatnich promieni słońca, jakie na niego padały), wzdrygnął się i spojrzał na mnie, wyraźnie nie wiedząc, jak ma się zachować. 
– Kim jesteś? – był równie ostrożny co ja. 
– Przechodniem – przełknęłam ślinę głośno. Jak miałam się przedstawić, uciekinier? Survivor? Może podasz mu swoje imię, pomyślałam. – Jestem Mauer. Pochodzę z daleka. Nawet nie podejrzewałam, że mogę tu kogoś spotkać – patrzyłam na niego wyczekująco. 
– Tak się składa, że żyje na tym terenie dosyć świeżo założone stado. Jego przywódczyni pewnie ucieszyłaby się na nowego członka – jego wzrok złagodniał, choć pozostawał czujny. Było to dla mnie zrozumiałe, pewnie zachowywałam się podejrzanie. 
– Nie wiem, czy chcę tu zostać. Szukam kogoś – odwróciłam wzrok od ogiera na ułamek sekundy. Właściwie nie byłam pewna, czy szukam, choć byłoby miło, gdybym znalazła. – Ale chętnie spotkam jeszcze jakieś inne konie. Dawno żadnego nie widziałam i chyba mi tego brakuje – uśmiechnęłam się nieśmiało. 
– Zaprowadzę cię, powinny być niedaleko. Mam na imię Vanitas – ogier uśmiechnął się lekko. Nie liczyłam na zaufanie od razu, ale nie chciałam, by widział we mnie ewentualne zagrożenie. Tak członkowie stada, do którego należał.
– Często się sam tak przechadzasz? Wyglądałeś, jakbyś czegoś szukał. 
– Zajmuję miejsce medyka i miałem nadzieję, że może znajdę coś ciekawego. 
Może nie miał mi za złe, że przerwałam jego zajęcie. 
– Co to? – pytającym wzrokiem spojrzał na saszetkę, którą zawiesiłam na szyi wiele dni wcześniej. 
– Takie tam, znaleziska. Tutaj pewnie ich pełno, ale do tych się chyba przywiązałam – zażartowałam. Byłam dobra w ukrywaniu części prawdy, ale czułam, że może za jakiś czas wcale nie będę musiała tego robić. – Mam małego bzika na punkcie alchemii i zielarstwa, to może będę mogła ci czasem pomagać, jeśli będziesz chciał? – Jakbym przypieczętowała swoją chęć zostania. 
– Więc jednak znudziła ci się samotna wędrówka? – spojrzał na mnie, rozbawiony. Szłam za nim po tej ślicznej łące, trochę z niepokojem, a trochę z podekscytowaniem na myśl, że idę do czyjegoś stada. Podświadomie czułam, że ogier ma szczere intencje, więc podążałam za nim z każdym krokiem nieco pewniej. 
Dalej Vanitas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz