Schyliłem się i delikatnie chwyciłem zębami łodygę rośliny. Wyrwałem kwiat z ziemi i uniosłem łeb do góry. Veratrum
Album jest rzadko spotykany, a jego zastosowania mogą być mi przydatne w
tym momencie. Co prawda drażni skórę, ale też miejscowo znieczula. Za
pomocą telekinezy wtarłem kwiat w przednią nogę, którą ledwo co przed
chwilą otarłem o ciernie porastające moją drogę. Cały czas karciłem się w
duchu za moją chwilę nieuwagi. Poczułem nieprzyjemne swędzenie na
skórze. Jednak w połączeniu z moją zdolnością uzdrawiania i leczniczymi
właściwościami rośliny szybko zagoiłem ranę. Pomachałem chwilę kopytem, w
celu upewnienia się, czy wszystko jest dobrze. W pełni zdrowy mogłem
ruszyć dalej. Wędrówka po nieznanych terenach była o tyle intrygująca,
że na każdym kroku znajdowałem nowe gatunki flory. Niektóre ukazywały
się moim oczom pierwszy raz. A moja ciekawska natura nie pozwoliła mi
przejść obok nich obojętnie. Także, w tej chwili, po prawie roku podróży
moja wiedza wzbogaciła się o prawie sto nowych gatunków flory
leczniczej. W poprzednim stadzie szkoliłem się u głównego medyka, dzięki
czemu miałem dobry start. Teraz jednak cel mojej wędrówki nie był
jasny. Na razie zmierzałem przed siebie z nadzieją na odkrycie kolejnych
roślin. Uważnie rozglądałem się, aż nagle spostrzegłem niewielką polanę
porośniętą mniszkami lekarskimi. Zmrużyłem oczy, widząc jasną, dużą
plamę pomiędzy drzewami. Sam przesunąłem się w bok i skryłem za wysokim
dębem. Dopiero wtedy obraz przede mną się wyostrzył, a ja zrozumiałem,
że nieopodal mnie stoi inny koń. Szybko przeanalizowałem sytuację i
doszedłem do wniosku, iż najlepiej będzie podejść i zacząć rozmowę.
Zawsze mogę dowiedzieć się czegoś ciekawego i przydatnego. Nie chcąc
wystraszyć nieznajomego, powoli wyszedłem z ukrycia i zmierzyłem w jego
kierunku. Gdy tylko obrócił łeb w moją stronę, pojąłem, że to klacz. A
więc mam do czynienia z damą, co nie sprawia, iż nic mi tu nie grozi.
-
Witaj – zacząłem kulturalnie, jak mnie matka wychowała. – Wiesz może,
co to za tereny? – spytałem, szczerze zaintrygowany. Akurat na tym
obszarze rosło najwięcej przydatnych gatunków roślin leczniczych.
- To terytorium należy do stada Silver Moon, którego to jestem przywódczynią – odezwała się.
-
Stado? – powtórzyłem cicho. Nie spodziewałem się spotkać żadnej
społeczności końskiej, odkąd opuściłem rodzinne strony. Spojrzałem
spokojnie na klacz, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Owszem, stado. –
potwierdziła – Zostało ono dosyć niedawno założone – dodała. To dosyć
ciekawa sytuacja. Ostatni rok wędrówki zaczął mnie wykańczać, a
osiedlenie się w jednym miejscu brzmiało kusząco. Poza tym jest tu tyle
niespotykanych roślin, że będę miała zajęcie na długi czas.
- W takim oto razie, mógłbym dołączyć do tego stada? – spytałem, a pysk klaczy się lekko rozpromienił. Miła reakcja.
- Ależ oczywiście! – powiedziała – Tak w ogóle, nazywam się April – dodała.
-
Vanitas – odparłem. – Mogłabyś mi pokazać trochę terenów? – zadałem
pytanie. Wydawało mi się to ważną kwestią, gdyż dobrze jest umieć się
orientować na danym terenie. Choć z reguły nie jestem dość gadatliwy,
musiałem się teraz przełamać i podowiadywać kilku rzeczy.
- Jasne – odpowiedziała. – Pamiętaj, że zawsze możesz pytać o co chcesz.
Cóż.
Skorzystam z tej możliwości. Na razie powoli podążam za klaczą. Wydaje
mi się, że jest w moim wieku. A już ma stado na głowie. Osobiście
podziwiam, sam nie podjąłbym się takiego zajęcia.
- Jest tu jakiś głębszy podział na hierarchię? – pytam.
-
Prócz Przywódcy i jego doradcy, jest kilka podstawowych stanowisk. Nie
musisz jednak podejmować się czegoś, jeśli nie chcesz. Istnieje opcja
bycia zwykłym członkiem i w każdej chwili będziesz mógł podjąć się
jakiegoś zawodu – wytłumaczyła.
- A jest może Medyk?
- Obecnie w stadzie nie, ale mamy do wyboru takie stanowisko.
-
W takim razie, chciałbym się go podjąć – oznajmiłem – Mam wiedzę,
zdolności i predyspozycję do pełnienia tego miejsca w hierarchii, jeśli
nie stanowi to problemu.
- Oczywiście, że nie. Bardzo przydasz nam
się w stadzie. Na razie, razem z tobą jest nas czterech, ale nigdy nie
wiadomo, co może się wydarzyć w przyszłości – rzuciła. Skinąłem łbem.
Doszliśmy do pewnego miejsca, które April
przedstawiła mi jako Las Świetlików. Od razu po wejściu między drzewa,
dostrzegłem pełno przydatnych roślin leczniczych. Miejsce samo w sobie
było ładne.
- Hej, mam pytanie. – zatrzymałem się. Klacz także stanęła i spojrzała na mnie przyjaźnie.
- Słucham.
-
Widziałem między Lazurową Polaną a tym lasem, niewielki pagórek,
obrośniętego drzewami, a wewnątrz którego znajdowała się niewielka
jaskinia. Mógłbym na obecny czas zająć to miejsce jako schowek na zioła i
rośliny lecznice? Jeśli ktokolwiek się kiedyś zrani i będzie
potrzebować pomocy, łatwo tam trafi, a jednocześnie to, co się tam
dzieje, nie jest widoczne z oddali, więc miałby spokój i prywatność –
wytłumaczyłem. Przywódczyni zamyśliła się na chwilę, po czym skinęła
głowa.
- Myślę, że to dobry pomysł. – odparła – Z pewnością w przyszłości, w razie większej ilości koni ułatwi to sprawę.
-
Dziękuje – aż sam lekko się uśmiechnąłem. Wizja trzymania zebranych
roślin w jednym miejscu ekscytowała mnie – Co dalej znajduje się na
naszym planie zwiedzania? – zapytałem.
<April?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz