W tym
momencie mocno zainteresowałem się nowym terytorium. Oczywiście nie jestem
samobójcą, to też nie miałbym zamiaru tam wchodzić. Musiałem oprzeć się pewnej
pokusie. W głowie myślałem tylko o tym, czy nie znajdują się tam rzadko
spotykane rośliny medyczne. Patrząc jednak na to z innego punkty, jeśli ten las
niósł ze sobą tylko zgubę, nie będzie tam nic, co doprowadzi do szczęścia.
- To jedyne
takie miejsce, z kategorii zakazanych? – zapytałem, odwracając wzrok i kierując
go na klacz.
- Owszem,
dlatego też znajduję się najdalej od reszty. – wytłumaczyła, spoglądając na Las
Zguby. Zdawało mi się, iż zadrżała. Nie dziwię się, od tego miejsca czuć było
mroczną aurę. Mnie samemu, ciarki przechodziły po grzbiecie. April potrząsnęła
lekko łbem, wychodząc z zamyśleń.
- Obeszliśmy
całą północną Seranię. Właściwie to tylko na niej znajdują się tereny naszego
stada. Południowa część to całkowite pustkowie, na które z reguły konie się nie
zapuszczają – odezwała się. Wykonałem głową gest, świadczący o tym, że wszystko
zrozumiałem. Klacz uśmiechnęła się do mnie ciepło, więc odpowiedziałem jej w
ten sam sposób, tylko delikatniej.
- W takim
razie, skoro już znasz cały obszar, możesz poczuć się pełnoprawnym członkiem Silver Moon! Jest nas na razie mało, ale to
tylko kwestia czasu, nim będzie nas więcej – stwierdziła. Dostrzegłem w jej
oczach iskierkę nadziei. Widać było, jak bardzo zależy jej dla dobru stada.
Warto mieć za tak zwaną Alfę kogoś, kto w pełni poświęca się swojemu tabunowi.
Skinąłem lekko łbem.
- Czy biorąc
pod uwagę fakt, że jesteś przywódcą, powinienem zwracać się do ciebie w
bardziej formalny sposób? – zapytałem spokojnie.
- Nie –
zaśmiała się – Wystarczy imię – dodała. Zapadła między nami długa cisza, więc w
końcu pożegnaliśmy się krótko i każdy rozszedł się w swoją stronę. Idąc przed
siebie, zwalniałem na
każdym terenie i w myślach odszukiwałem jego nazwę.
Korzystając z możliwej okazji nazbierałem
w pysk kilka sztuk Alpinii Galgant,
które świetnie działają na bóle żołądka, a jednocześnie potrafią
też rozbudzić
apetyt. Doszedłem do Lazurowej Polany i odnalazłem niewielką jaskinię, w której
to zostawiłem rośliny. Do samego wieczora biegałem od lasów do swojego punktu
medycznego, robiąc sobie spory i przydatny zapas. Po tym zajęciu udałem się nad
Jezioro Gai, gdzie dostrzegłem przywódczynie spożywającą trawę. Przystanąłem na
moment, zastanawiając się, czy powinienem podejść i rozpocząć jakąś krótką
rozmowę, bądź chociaż się przywitać. Wziąłem krótki wdech i przystanąłem przy
klaczy. Spojrzała na mnie życzliwie, co sprawiło, że się rozluźniłem.
- I jak póki
co czujesz się w stadzie? – zagadnęła przyjaźnie – Poznałeś już kogoś?
- Na razie
nie – odparłem, chyląc się i gryząc trochę trawy. – Cóż, miałem inne zajęcia –
dodałem.
April tylko uśmiechnęła się lekko i dokończyła posiłek. Sam nie jadłem
specjalnie wiele, gdyż po trzymaniu w pysku tylu roślin, czułem się, jakbym je
wszystkie zjadł, a nie tylko przenosił.
- Bardzo
podobają mi się tereny – odezwałem się, by podtrzymać rozmowę na sensownym
torze.
- Niezmiernie
mnie to cieszy – odparła – Mam nadzieję, że się tu odnajdziesz.
- Już się
odnalazłem – sam się lekko zaśmiałem. – Tak poza tym, czy stanowisko przywódcy cię męczy? Wydajesz się
bardzo młoda, a już masz własne stado – mruknąłem, dzieląc się swoimi
spostrzeżeniami.
<April?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz