12 lip 2019

Od Vanitasa CD April


W tym momencie mocno zainteresowałem się nowym terytorium. Oczywiście nie jestem samobójcą, to też nie miałbym zamiaru tam wchodzić. Musiałem oprzeć się pewnej pokusie. W głowie myślałem tylko o tym, czy nie znajdują się tam rzadko spotykane rośliny medyczne. Patrząc jednak na to z innego punkty, jeśli ten las niósł ze sobą tylko zgubę, nie będzie tam nic, co doprowadzi do szczęścia.
 - To jedyne takie miejsce, z kategorii zakazanych? – zapytałem, odwracając wzrok i kierując go na klacz.
 - Owszem, dlatego też znajduję się najdalej od reszty. – wytłumaczyła, spoglądając na Las Zguby. Zdawało mi się, iż zadrżała. Nie dziwię się, od tego miejsca czuć było mroczną aurę. Mnie samemu, ciarki przechodziły po grzbiecie. April potrząsnęła lekko łbem, wychodząc z zamyśleń.
 - Obeszliśmy całą północną Seranię. Właściwie to tylko na niej znajdują się tereny naszego stada. Południowa część to całkowite pustkowie, na które z reguły konie się nie zapuszczają – odezwała się. Wykonałem głową gest, świadczący o tym, że wszystko zrozumiałem. Klacz uśmiechnęła się do mnie ciepło, więc odpowiedziałem jej w ten sam sposób, tylko delikatniej.
 - W takim razie, skoro już znasz cały obszar, możesz poczuć się pełnoprawnym członkiem  Silver Moon! Jest nas na razie mało, ale to tylko kwestia czasu, nim będzie nas więcej – stwierdziła. Dostrzegłem w jej oczach iskierkę nadziei. Widać było, jak bardzo zależy jej dla dobru stada. Warto mieć za tak zwaną Alfę kogoś, kto w pełni poświęca się swojemu tabunowi. Skinąłem lekko łbem.
 - Czy biorąc pod uwagę fakt, że jesteś przywódcą, powinienem zwracać się do ciebie w bardziej formalny sposób? – zapytałem spokojnie.
 - Nie – zaśmiała się – Wystarczy imię – dodała. Zapadła między nami długa cisza, więc w końcu pożegnaliśmy się krótko i każdy rozszedł się w swoją stronę. Idąc przed siebie, zwalniałem na 
każdym terenie i w myślach odszukiwałem jego nazwę. Korzystając z możliwej okazji nazbierałem 
w pysk kilka sztuk Alpinii Galgant, które świetnie działają na bóle żołądka, a jednocześnie potrafią 
też rozbudzić apetyt. Doszedłem do Lazurowej Polany i odnalazłem niewielką jaskinię, w której to zostawiłem rośliny. Do samego wieczora biegałem od lasów do swojego punktu medycznego, robiąc sobie spory i przydatny zapas. Po tym zajęciu udałem się nad Jezioro Gai, gdzie dostrzegłem przywódczynie spożywającą trawę. Przystanąłem na moment, zastanawiając się, czy powinienem podejść i rozpocząć jakąś krótką rozmowę, bądź chociaż się przywitać. Wziąłem krótki wdech i przystanąłem przy klaczy. Spojrzała na mnie życzliwie, co sprawiło, że się rozluźniłem.
 - I jak póki co czujesz się w stadzie? – zagadnęła przyjaźnie – Poznałeś już kogoś?
 - Na razie nie – odparłem, chyląc się i gryząc trochę trawy. – Cóż, miałem inne zajęcia – dodałem. 
April tylko uśmiechnęła się lekko i dokończyła posiłek. Sam nie jadłem specjalnie wiele, gdyż po trzymaniu w pysku tylu roślin, czułem się, jakbym je wszystkie zjadł, a nie tylko  przenosił.
 - Bardzo podobają mi się tereny – odezwałem się, by podtrzymać rozmowę na sensownym torze.
 - Niezmiernie mnie to cieszy – odparła – Mam nadzieję, że się tu odnajdziesz.
 - Już się odnalazłem – sam się lekko zaśmiałem. – Tak poza tym, czy  stanowisko przywódcy cię męczy? Wydajesz się bardzo młoda, a już masz własne stado – mruknąłem, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami.
<April?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz