30 wrz 2019

Od Caranthir'a CD Shanti

   Gdy ogier odprowadził towarzyszkę do medyka, sam odszedł w kierunku dowódcy, do którego już dobrze znał drogę. Przemierzając leśną ścieżkę, nasłuchiwał otoczenia i oprócz jego równego oddechu, dało się usłyszeć miejscowe wycie psowatych lub kroki innych kopytnych, z czego tylko to pierwsze było dość niepokojące. O tym też powiadomił April, którą zastał tuż przed jej jaskinią i choć Car był świeży w stadzie, przywódczyni uwierzyła w jego raport i przekazała tą informację innymi, z czego to wojownicy muszą zająć się zagrożeniem, jeśli te pojawi się za blisko centrum. To też ogier uczynił, robiąc rundkę po terenach najbardziej zagrożonych atakiem ze strony psowatych, a nie widząc już zagrożenia, Car przeszedł w spokojniejszą część stada, gdzie mógł ponownie się wyciszyć. Gdy na chwilę przymknął swoje powieki, w moment usłyszał ciężki galop koni oraz ich parskanie, natomiast w jego głowie budował się obraz stada, którym dowodził. Była to armia, istne stado, które sobą potrafiłby zrównać wroga z ziemią, lecz nie smoki, które znienacka przybyły na ich tereny. Ich widok w wyobraźni spowodował, że oddech ogiera przyspieszył, lecz szybko ocknął się z tych myśli, gdy usłyszał kuśtykającą klacz, która zmierzała w jego kierunku. Od razu przedstawiła swój obecny stan, po czym podziękowała, co ogiera w duchu zadowoliło, że komuś udało się pomóc.
— (...) Od dziecka planowałeś mieć rolę obrońcy stada? — spytała zaczynając temat rozmowy.
— Nie. — odpowiedział krótko, lecz gdy klacz dała mu czas, ten kontynuował. — Od dziecka szkolono mnie na wojownika, lecz pozostałem przy walce magią. Przysiągłem na kodeks rycerski i obrona stada to mój obowiązek. — wyjaśnił spokojnie, dokładnie wypowiadając każde ze słów. — Pochodzę też wojowniczego stada, gdzie kodeks był obowiązkiem. — dodał lekko wzdychając.
— A czemu stamtąd odszedłeś? — zapytała zerkając na ogiera.
— Bo wszyscy nie żyją. — odpowiedział bez jakichkolwiek uczuć, których i tak nie posiadał. — Nie zdołałem ich obronić. — dodał trochę ciszej i choć teraz zamilkł, w środku krzyczał. W tym też momencie zapadła cisza, którą ogier rozumiał, ba, klacz nie musiała tego komentować.
Z jednej strony, ogier miał ochotę uciec od jakichkolwiek istot żywych lub rozpędzić się, wyżyć w terenie i wrócić zmęczonym, by móc przespać te okrutne dni. Lecz z drugiej strony, chyba nadszedł czas, gdy to trzeba choć trochę otworzyć się do innych, porozmawiać, gdyż to rozmowa jest najlepszym lekarstwem na wszystko, ba, nawet jakby miało się gadać z własnym cieniem. W pewnym momencie ogier poczuł dziwną ulgę, która zaraz została stłumiona zlodowaciałym sercem, a wszystko to działo się w ułamkach sekund, czego nie dało się zauważyć.
 — Jak Twoja rana? — spytał zaraz Car, zerkając na grzbiet klaczy. — Podali Ci maść z ziół? Dobrze regeneruje skórę. — dodał, chcąc sam rozpocząć jakąś rozmowę, co jest trochę jego przeciwieństwem.

Shanti? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz