-April, mogę cię prosić na słówko?
Kiwnęłam głową i podeszłam do ogiera, rzucając ostatnie, zmartwione spojrzenie klaczy leżącej na ziemi. Vanitas wyglądał na zmartwionego i zamyślonego.
-Słyszysz ją, prawda? Słyszysz co mówi - zaczął ogier.
Spojrzałam się na Vanitasa zdziwiona. Przecież to oczywiste, że ją słyszałam, przecież on też musiał ją słyszeć, prawda? No chyba że... Co prawda nie zdarza się to często, ale skutki uboczne są obecne.
W głowie zadźwięczały mi słowa ogiera z wczorajszego wieczoru i pomyślałam o najgorszym. Skutki uboczne. Nie.
-Czy ty... n-nie? Nie słyszysz jej? - głos lekko mi się załamał, mówiąc te słowa.
Vanitas spojrzał się na mnie smutno i pokiwał głową. Nie dowierzając, zwróciłam łeb w stronę Laisreana, mając nadzieję na to, że on utwierdzi mnie w przekonaniu, że to tylko okrutny żart. Spotkałam się jednak z zawodem, gdy ogier również rzucił mi zmartwione spojrzenie i niepewnie pokiwał łbem, potwierdzając tym samym słowa Vanitasa. Byłam w szoku. Czyli naprawdę tylko ja ją słyszałam? Ale dlaczego ja?
-Najwyraźniej to są te skutki uboczne - medyk zaczął, zwracając tym samym moją uwagę - Pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Być może to dlatego, że wiążą was więzy krwi. Albo dlatego, że wypiłyście to samo antidotum. Przykro mi to mówić, ale nie mam bladego pojęcia. Moje kondolencje - powiedział, kierując swój wzrok na Avianę.
Westchnęłam przeciągle, smutnym spojrzeniem wpatrując się w moją kuzynkę. I co teraz? Pytanie krążące po mojej głowie nie dawało mi spokoju.
-Dobrze, chyba możemy już iść. Vanitasie, dziękuję ci za pomoc, naprawdę - powiedziałam, rzucając w jego stronę lekko niemrawy uśmiech.
Ten kiwnął głową i odwzajemnił gest zanim odwróciłam się i spojrzałam na Laisreana.
-Tobie też dziękuję, Laisreanie. Bez ciebie nie dalibyśmy sobie rady - powiedziałam.
Ogier wyglądał na trochę wytrąconego z równowagi przez moją pochwałę, ale po chwili obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem. Pożegnał się z Vanitasem, po czym opuścił jaskinię. Odwróciłam się w stronę Aviany, która nadal leżała na ziemi, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ciało ledwo żywego ptaka.
-Chodź, idziemy - zwróciłam się do klaczy, uśmiechając się ciepło.
Zwróciła swój wzrok w moją stronę i wstała powoli.
-Ale April, ja muszę wrócić. Ty nie rozumiesz, ja muszę wrócić do tego ciała! - zaczęła mówić histerycznie.
Pokręciłam głową na znak sprzeciwu. Stan Aviany coraz bardziej mnie niepokoił i bałam się, że już nie wróci do normy. Vanitas zdawał się podzielać mój tok myślenia, gdyż również rzucał zaniepokojone spojrzenia w kierunku mojej kuzynki. Koniec końców prawie siłą wytargaliśmy ją z jaskini, z dala od ptaka.
-Jeszcze jedna rzecz, April - zaczął ogier, zanim poszłyśmy - Jeżeli w najbliższym czasie jej stan się nie poprawi i ciągle będzie chciała wrócić do ciała ptaka, przyjdź do mnie, dobrze? - powiedział to na tyle cicho, że Aviana nie była w stanie tego usłyszeć.
Zmartwiona kiwnęłam głową i pożegnałam się z ogierem. Naprawdę byłam mu wdzięczna za wszystko, co robi, a każdy jego uśmiech skierowany w moją stronę powodował motyle w moim brzuchu. April, ogarnij się, masz teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Odwróciłam się w stronę mojej kuzynki i zaczęłyśmy iść. Aviana przez cały czas była nieobecna - wpatrywała się w niebo, nie odzywając się. Zabolało mnie to - to nie była ona, moja najlepsza przyjaciółka i ktoś, komu mogłam powierzyć wszystkie swoje sekrety. Teraz klacz idąca obok mnie była dla mnie jak nieznajomy. Te myśli powodowały nieprzyjemny ścisk w okolicach mojego serca. Wyjdzie z tego, na pewno z tego wyjdzie. Próbowałam oszukać sama siebie, wiedząc, że przywrócenie Aviany może być bardzo trudnym (albo nawet niewykonalnym, podpowiedziały mi głosy w głowie) zadaniem.
Aviana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz