19 wrz 2019

Od Caranthir'a CD Shanti

Przeszłość.
   Po wykonaniu swoich codziennych zadań, Caranthir udał się do laboratorium, oddalonego zaledwie kilka metrów od kwater wojska konnego. Stukot jego kopyt o twardą posadzkę niósł się na pobliskie sale, w których pracowali zielarze oraz chemicy, lecz ci nie obawiali się ogiera, a bardziej cieszyli na jego widok.
— Jak idą pracę nad nową osłoną? — spytał ogier jednego z chemików, który akurat wyszedł z sali.
— Zaskakująco dobrze. — odpowiedział z uśmiechem — Dzisiejsze wyniki potwierdziły, że ukończenie badań jest bliskie. — dodał zaraz.
— Bardzo dobrze. — rzekł spokojnie — W takim razie miłej pracy.
Gdy młody chemik z uśmiechem oddalił się od ogiera, ten mógł przemierzać długi korytarz, dzięki któremu zaraz doszedł do swojej prywatnej sali. W jej środku znajdował się obca istota żyjąca, która nie przypomina żadnego z obecnie istniejących zwierzyn. Sam Caranthir zaczął badania nad nią i pomimo kilku dni pracy, nadal nie posiadają żadnych informacji. Młody alfa zajął swoje miejsce w bezpiecznej klatce i mackami cienia zaczął badać obiekt, który od czasu do czasu wydobywał z siebie ciche piski.
— Co dzisiaj robisz? — usłyszał nagle głos młodej klaczy, która akurat weszła do sali.
— To samo, Verinne. — odpowiedział w skupieniu — Nie powinnaś być na zajęciach iluzji? — spytał ogier i zerknął na swoją córkę.
— Profesor się rozchorował i wcześniej nas wypuścili. — rzekła spokojnie i przyglądnęła się nieznanemu bytowi — Nadal nie wiadomo, co to za maleństwo?
— Podejrzewam, że jest to jakiś gad lub płaz, lecz ciężko w tej fazie to określić. — spojrzał na byt — Myślę, że jak podrośnie, to łatwiej będzie go określić.
Gdy młoda Verinne była gotów wypowiedzieć kolejne słowa w stronę ojca, jej mowa została przerwana przez potężne uderzenie, którego dźwięk dobiegał od centrum stada, a samo drganie przeszło po ciele alfy. Konie zaraz po sobie spojrzały i prędkim galopem udali się do wyjścia z laboratorium, do którego wkradały się liczne rżenia oraz.. warczenia. To, co ujrzeli na miejscu, zszokowało młodego alfę, który to teraz musi pokazać, jak bardzo ważne jest dla niego stado.
— Biegnij do Ariel i zbierz grupę szamanów oraz czarowników. — powiedział szybko ogier — Ja zostanę z wojownikami.
Młoda klacz przytaknęła i portalem przeniosła się w tereny zamieszkałe, natomiast Caranthir przystąpił do obrony swojego stada.
Kilka dni później.
   Wojna wybiła większość mieszkańców tych terenów, lecz nie umarli oni od zadanych im obrażeń, a od broni chemicznej, którą wypuścił smoczy szaman. Pomimo dobrych zielarzy oraz lekarzy, nie udało się ich uratować, w tym córki alfy, która umarła kilka dni po zakończeniu wojny. Jego syn poległ w trakcie walki, natomiast Ariel.. została zamordowana przez niedobitków. Tego dnia stado się rozpadło i każdy kto przeżył, poszedł w swoją stronę.
Teraźniejszość.
   Caranthir dość często korzystał ze smoczej klątwy i w tej też postaci przemierzał nieznane mu ziemie, w celu oddalenia się od rodzinnego miejsca. Mijały tygodnie, miesiące, ogier był coraz dalej, a jego umysł jeszcze bardziej zamknięty..
Czując liczne zagrożenie ze strony dzikich zwierzyn, musiał dołączyć do pierwszego napotkanego stada, które o dziwo go przyjęło z otwartymi kopytami i posadzili na stanowisko wojownika, co ogierowi nawet pasowało. Czas jednak było zapoznać się z okolicą, a że długo przebywał w smoczej postaci, jego kroki momentami były niepewne, a brak skrzydeł na grzbiecie sprawiał mu lekki dyskomfort. Szybko jednak przywykł do swojej prawdziwej natury, odrzucając w głąb smocze myśli, przechodząc od razu w cwał, dla poczucia choć odrobiny wolności.
Gdy odkrył większość terenów, udał się w miejsce, które najbardziej go urzekło, a konkretnie pod samotne drzewo, które idealnie opisuje jego samego. Wiatr delikatnie muskał rozgrzane ciało ogiera, a grzywa lekko falowała z ciepłym wiatrem, co trochę pozwoliło mu uciec od złych myśli. Ten stan trwał dość długo, do momentu pojawienia się klaczy ze stada i pewnie gdyby nie jego skupienie, już wcześniej zdołałby ją usłyszeć czy wyczuć. Ich wspólna rozmowa się nie kleiła i choć ogier chciał zapoznać się z członkiem stada, nie potrafił wydusić z siebie miłego słowa, a wszelkie wredne były hamowane, gdyż Caranthir nie chciał urazić nowej towarzyszki, której imię zapadło mu w pamięć — Shanti. Jednak ich rozmowa nie trwała za długo, czego można było się spodziewać od początku, więc ogier powrócił do swoich przemyśleń, lecz gdy on sam wyczuł zapach zagrożenia, odruchowo spojrzał w kierunku oddalającej się klaczy oraz.. wilka. Psowaty szybko przystąpił do ataku na pojedynczego osobnika, na co Caranthir od razu zareagował i przystąpił do obrony klaczy, a zaraz zlikwidowania zagrożenia. Shanti podziękowała i wstała z ziemi o własnych siłach, choć rana na jej grzbiecie nie wyglądała najlepiej.
— Dobrze będzie, jak udasz się z tym do medyka. — oznajmił ogier i zerknął na jej ranę — Krew za szybko uchodzi. Możliwe, że uszkodził jedną z głównych żył.. — dodał bardziej półszeptem i jakby do siebie. Wtem jego słuch zarejestrował kolejne kroki wilków, które wyczuły zapach krwi. — Wataha się zbliża.. — zerknął ponownie na klacz — Idziesz czy czekasz na włochatych kolegów? — dopytał kopytnej, "włączając" charakter nadopiekuńczo ostrego ogiera.

Shanti?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz