29 wrz 2019

Od Shadowa do Caranthir

Stałem w lesie, była noc jedynie ściółkę leśną oświetlał księżyc, który wyglądał pomiędzy koronami drzew. Idąc ścieżką, szukałem, sam nie wiem czego. Nie poznawałem tego miejsca, nie były to tereny naszego stada, ani tereny gdzie bywałem wcześniej w swojej podróży. Gdzie jestem ? Jak się tu znalazłem? Galopowałem między drzewami, szukając jakieś istoty, znanego miejsca, a raczej wyjścia z tego lasu. Nagle spostrzegłem się, że nie ma ze mną mojego Surma. Coś było nie tak, nigdy mnie nie opuszczał, zawsze był blisko, coś mu się mogło stać. Od razu zacząłem dalej galopować i nawoływać Surma jednak nic nie słyszałem. Ze zmęczenia przeszedłem w stęp, zgubiony w czeluściach nieznanego lasu. W oddali zobaczyłem dziwną sierść, była jak ogień, pomarańczowa i puszysta, nie znam takiego zwierzęcia. Poszedłem trochę dalej i zobaczyłem dziwną kupkę wyglądająca jak ogień, jednak nie wydobywał się dym. Podszedłem ostrożnie, nie czułem żadnego ciepła. Nagle to coś się poruszyło, Gdy mnie zobaczyło to coś, od razu zerwało się na równe nogi, a raczej łapy i przybrało wojownicza pozycje. Przez moje ciało przeszła adrenalina, serce zaczęło mocniej bić, mięśnie się napięły, byłem gotowy do wali, jednak nic się nie działo, postanowiłem porozmawiać, zamiast od razu walczyć.
- Kim jesteś?
-Jestem lisem.Dość dziwny z niego był lis, wielości przypominał dorosłego psa, co posiadali ludzie, wkoło łba miał futro jak lew, a ogon nie wyglądał na lisią. Lis ma jedną kitę, a tu było 5 kit jednak w tym samym kolorze.
-Nie wyglądasz na normalnego lisa
-Bo nim nie jestem.Wypowiadając to, stwór zaczął świecić, a raczej palić się niebieskim światłem. Było to zjawisko magiczne.
-Zabije was wszystkich. – odparł palący lis, po czym spostrzegłem, że zdyszany leże pod drzewem a obok mnie śpi stado. Wstałem i poszedłem napić się zimnej wody, od razu się obudziłem i stwierdziłem, że to był sen, bardzo dziwny i groźny sen, nigdy takich nie miałem. Surm przysiadł na grzbiecie i zaskrzeczał, aby gdzieś pobiegać. Zgodziłem się na jego propozycję i od razu przeszedłem do cwału, Surm wbił się w powietrze, a ja po znacznej odległości od stada zmieniłem się w bestię i dalej biegłem, nie patrząc gdzie byle najdalej przed siebie. Biegłem dość długi czas, gdyż z myśli wyrwał mnie skrzek Surma, od razu przybrałem końską postać, a zza drzew wyłonił się ogier.
-Kim jesteś? - zapytałem nieznajomego
-Jestem Caranthir. Wojownik tego stada.
-Miło mi cię poznać a co robisz w nocy, zawsze tu było spokojnie, ostatnio przegnaliśmy wilka z April. Szukasz może zagrożenia?
-Wstałem i postanowiłem się przejść, zauważyłem dziwnie duże łapy, niedaleko stada. Trochę za duże jak na wilka, a jednak odcisk pasuje do łapy. Chcę sprawdzić co to. – Odpowiedział Caranthir a Surm od razu zaskrzeczał. Ogier popatrzył na drzewa i zauważył go, Surm usiadł na grzbiecie i zaczął, skrzeczeć. Tak miał race, dzisiaj byłem nieuważny i zostawiłem swoje odciski, gorzej, że ogier wie, że coś tu chodzi, trzeba być bardziej uważnym. Ogier patrzył na nas lekko zdziwiony.
-Och przepraszam- powiedziałem – Poznaj mojego przyjaciela Surma.

< Caranthir >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz