8 wrz 2019

Od Aviany CD April

Krok za krokiem, krok za krokiem. Zero ptaków na horyzoncie.
Ćwir, ćwir mali przyjaciele.
Zaśmiałam się, zwracając na siebie uwagę April, nie odezwała się.
Kto by się odezwał?
Tym razem zaśmiałam się głośniej. Ćwir, ćwir.
Krok za krokiem, krok za krokiem. Muszę pozbyć się ciężaru, więc gdzie są moi wybawiciele?
Ćwir! Ćwir, ptaszki.
Do jasnej! Gdzie jesteście!?
Uderzyłam kopytami w ziemię zatrzymując się nagle. No już!
Pokręciłam łbem i opuściłam go w stronę klaczy tuż obok, kierując w jej ślepia własne martwe spojrzenie. Szeroki uśmiech wkradł mi się na pysk, a ta lekko cofnęła się jakbym miała zaraz ją pożreć.
Kiedy wzrok znowu wbiłam w niebo, moje oczy aż zaświeciły z podekscytowania na widok słodkiej ptaszyny. Po żyłach przeszedł szybki prąd kiedy spojrzałam z góry na upadające z wielkim hukiem ciało konia.
Nie było moje, ja byłam tu gdzie być powinnam.
- Aviana! Zatrzymaj się! - krzyknęła zaraz April która zaczęła mnie gonić. A raczej tylko próbowała kiedy oddalałam się z każdą chwilą coraz dalej i dalej.
Machając skrzydłami czułam się wolna i pełna życia. Nie wrócę tam. Nie wrócę choćbym zaraz miała umrzeć.
Ze łzami w oczach wzbijałam się w niebo i tańczyłam z chmurami. Nic na ziemi nie było w stanie mi nigdy zastąpić tego uczucia. Nie potrzebowałam już nic więcej.
W harmonijnym tańcu nie spostrzegłam się nawet kiedy pochwycił mnie w swoje ciężkie kopyta wielki koń o skrzydłach potężniejszych niż było mi dane zobaczyć u kogokolwiek kiedykolwiek. Zapragnęłam ich, nie przeszkadzało mi już nawet to, że właśnie wracaliśmy na ziemię, podczas kiedy on ściskał mnie w kopytach. Spojrzałam w jego oczy i starałam się utworzyć połączenie. Prąd w żyłach delikatnie mnie połaskotał, ale koń wyjątkowo dobrze się opierał moim umiejętnością. Skupiłam na nim całą uwagę i kiedy zawładnęłam w końcu jego ciałem, zdążyłam wypuścić ciało ptaka które bezwładnie spadało w dół. Chwilę utrzymałam się w powietrzu, jednak nie na długo kiedy koń znowu wywalczył sobie władzę nad własnym ciałem, a ja powróciłam do bycia karą klaczą która leżała wśród zielonej trawy. Gwałtownie podniosłam się i złapałam głęboki oddech, ciężko zaraz oddychając. Czułam się jakbym była po ciężkiej wojnie, a spojrzawszy w niebo widziałam jak ogier, który okazał się członkiem stada, mając już całkowitą kontrolę szybko zlatywał do nas.
Wzrokiem powędrowałam nieco niżej, gdzie spostrzegłam ciało ptaka. Wyczerpana próbowałam do niego podejść, kiedy rozproszył mnie donośny krzyk "Oczy! Zakryj jej oczy!". Zdezorientowana, chcąc zaraz wrócić do kontaktu wzrokowego z ptaszyną spotkałam się tylko z ciemnością. Zakryto mi czymś oczy, starałam się mimo braku sił zerwać cokolwiek było za to odpowiedzialne, ale nawet nie byłam w stanie. Przestałam się szarpać i pozwoliłam powalić się na ziemię. "Leć po Vanitasa i Mauer! Przypilnuję ją!" a zaraz za nim odgłos oddalających się wciąż kopyt zderzających się o twardą ziemię.
Uśmiechnęłam się i prawie zaczęłam się śmiać kiedy nieoczekiwanie zaczęłam kaszleć i dusić się. Ciężar który mnie przygniatał lekko zmalał, jednak nie byłam w stanie mimo wszystko wstać o własnych nogach. Zapewne nawet gdyby nikogo już tu nie było to wciąż miałabym z tym problem.
Nie wiedziałam ile czasu minęło. Czas ciągnął się, a zarazem leciał szybko.
Stukot wielu kopyt dotarł do moich uszu, kiedy jak na zawołanie wszyscy stanęli przy mnie i trzymającym mnie koniu, a do mojego pyska wsadzono coś dziwnego. Dziwnie kwaskowate i nieszczególnie dobre w smaku. Chciałam to wypluć, jednak skutecznie mnie powstrzymano. Momentalnie poczułam wyjątkowe zmęczenie które sprawiło, że usnęłam szybciej, niż mogłabym się tego spodziewać.


Powoli poczęłam otwierać powieki, wciąż odczuwając w całym ciele spore zmęczenie i osłabienie, które skutecznie trzymało mnie blisko ziemi. W głowie lekko wirowało, więc nawet nie trudziłam się z podnoszeniem jej. Po szybkim rozejrzeniu się wokół zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w jakiejś jaskini. Tuż obok leżała śpiąca April. Znowu ona.
Gdzie nie byłam ja, była też ona. Zawsze robiąc wszystko by pokrzyżować mi plany, zniszczyć marzenia i odebrać wolność.
Westchnęłam ciężko i pustym wzrokiem wypatrywałam żywej duszy przez małe wyjście z jaskini. Cisza stawała się coraz bardziej przygnębiająca, kiedy jedynymi ruszającymi się obiektami była trawa huśtana na boki przez niesforny wiatr.
- Aviana. - wyszeptała klacz, przyciągając tym samym moją uwagę. - Jak się czujesz?
Otworzyłam pysk by coś odpowiedzieć, jednak finalnie wstrzymałam się. Jak się czułam? Źle. Wszystko mnie bolało, a ty po raz kolejny odebrałaś mi wolność. Jak mam się czuć? Milczałam, poprawiając tylko w ten sposób już i tak ogromnie niezręczną ciszę.
I jak zbawienie do jaskini wleciały dwa ptaszki. Spojrzały się po nas, a ja dziko zaczęłam się im przypatrywać.
No dalej, co jest do cholery.
Przejmij kontrolę! Przejmij ją, bezużyteczna kupo mięsa.
Ale nic się nie działo. Nic, a nic. Ptaki jeszcze chwilę poskakały po czym odleciały, a w moich oczach zebrały się łzy.
Co wyście mi zrobili...?
Co wyście zrobili z moją wolnością...?

< April? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz