Jakże swobodnie płyną
chmury, i jak dostojnie!
Gdy las mroczny, spokojny
wzywa je, darzą go hojnie
złocistą chleba kruszyną
i ciągną oczarowane
przez fioletowe sawanny
o płomienistym obrzeżu
-by zniknąć, gdy je przemierzą
łagodne, ciche, zbłąkane.
Nagle poczułem się niesamowicie zrelaksowany i usatysfakcjonowany tym, że w końcu, po kilkunastu dniach, wena znowu do mnie wróciła i mogłem powrócić do tworzenia. Szczęśliwy, powolnym krokiem udałem się do Lasu Świateł, podziwiając przyrodę wokół mnie. Szedłbym tak dalej, gdybym nagle pod jednym ze swoich kopyt nie poczuł czegoś, co zdecydowanie glebą nie było. Wyrwany z zamyślenia, spuściłem swój wzrok w dół i spostrzegłem jakąś sakiewkę, na którą przez swoją nieuwagę nadepnąłem. Ostrożnie podniosłem przedmiot z ziemi i zacząłem rozglądać się wokół w poszukiwaniu właściciela owej sakiewki. Jednak mój wzrok nie spoczął na żadnym żywym stworzeniu (z wyjątkiem jednego ptaka, który przez cały czas przyglądał mi się ciekawsko). Postanowiłem więc udać się dalej, z nadzieją, że (najprawdopodobniej) koń, który to zgubił jest gdzieś w pobliżu. Ewentualnie stwierdziłem, że jeśli nikogo nie znajdę pójdę do April, w końcu ona jest przywódczynią stada. Po chwili, gdy udałem się głębiej w las, moim oczom ukazała się sylwetka siwej klaczy. Wydawało mi się, że już wcześniej ją widziałem i należała ona do stada. Zaciekawiony zacząłem się jej przyglądać, gdy nagle gwałtownie się odwróciła. Wyglądała na lekko zakłopotaną i przez dłuższy czas wpatrywała się we mnie bez słowa, więc postanowiłem jako pierwszy zabrać głos:
-Witam, Laisrean mnie zwą, śmiem twierdzić, że już cię ujrzałem.
Klacz przez chwilę wydawała się wytrącona z równowagi przez moją wypowiedź, ale szybko odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało.
-Miło mi cię poznać. Jestem Mauer, jeden z medyków.
Medyk? Ciekawy zawód. Ale również niesamowicie trudny. Postanowiłem jednak nie rozwodzić się nad tym i oddać Mauer jej własność.
-To chyba do ciebie należy, jeśli mnie nie zmyliły moje spostrzeżenia - odrzekłem, podając klaczy jej sakiewkę.
Odebrała ją z wdzięcznym wyrazem pyska, z czego wywnioskowałem, że owa rzecz musiała mieć dla niej niezwykle duże znaczenie.
-Dziękuję. Już prawie zawału dostałam - zaśmiała się cicho.
Sprawiała wrażenie nieco nerwowej, ale wydawała się sympatyczna, więc postanowiłem porozmawiać z nią jeszcze chwilkę.
-Wnioskuję zatem, że owa sakiewka wartość dużą ma dla ciebie? Zmartwiona się wydawałaś, swym spojrzeniem jej szukając - odrzekłem.
Klacz pokiwała głową.
-Tak, jest dla mnie ważna, dziękuję za znalezienie jej - uśmiechnęła się - Czym się zajmujesz w stadzie?
-Ah, pisaniem wierszy się trudzę, więc stanowisko poety objąłem - posłałem ciepły uśmiech w stronę Mauer - Może masz ochotę udać się ze mną na spacer po terenach, gdyż pogoda dzisiaj jest wyjątkowo piękna? - spytałem.
Klacz pokiwała niepewnie głową i zaczęliśmy iść. Zapadła dość niezręczna cisza, której nie miałem zamiaru przerwać, gdyż zwyczajnie nie wiedziałem jaki temat zacząć.
<Mauer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz