Byłam bardzo rozproszona, nie potrafiłam skupić się na jednej myśli. Na ułamki sekund zapominałam, że nie spaceruję sama. Nagle słowa uciekły z moich ust, zanim zdążyłam je dokładnie przemyśleć.
– Zarecytujesz któryś ze swoich wierszy?
Spojrzałam na ogiera. To pytanie najwyraźniej go nieco zakłopotało. Przystanął, chyba nieświadomie. Nieznacznie otworzył usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– No wiesz, nie musisz przecież. Jeśli jednak w stadzie oficjalnie pełnisz rolę poety, pewnego dnia i tak wszyscy będą chcieli coś usłyszeć.
Mówiłam niespiesznie, nie chciałam, by pomyślał, że naciskam. Nie miałam tego w zamiarze.
– Cóż, jeśli nie znuży cię mój głos, mógłbym ujawnić któryś z mych tworów.
Odwzajemniłam lekki uśmiech towarzysza. Ruszyliśmy dalej. Wsłuchiwałam się w melodyjny głos ogiera, malując w wyobraźni obraz, który miał, gdy tworzył wiersz. Po głowie zaczęła mi chodzić melodia, idealnie wpasowana w słowa poematu. Już prawie zaczęłam ją rytmicznie nucić, na szczęście w porę się powstrzymałam.
– Wiesz, myślę, że z twoich wierszy byłyby niezłe piosenki.
– Czyżbyś śpiewała?
– Nie, skąd – przez chwilę poczułam się paskudnie, kłamiąc. Nigdy miało nie być jednak okazji, by Laisrean dowiedział się, że nie byłam szczera. Miałam małą obsesję na punkcie tego, by już nikt poza bratem nie usłyszał mojego śpiewu. – A ty? Wydaje mi się, że chyba miałbyś do tego predyspozycje.
Ogier tylko uśmiechnął się nieśmiało. Może doskonale to wiedział?
Wróciliśmy na teren stada w dobrych humorach. Nieczęsto mi się to zdarzało, jeśli mam być szczera. Gdybym nie dołączyła do April i jej towarzyszy, dziś prawdopodobnie nie miałabym żadnego humoru. W ogóle by mnie nie było. A kuszące myśli do tej pory mnie nie opuściły.
Nie siląc się na jakikolwiek posiłek, ruszyłam do lasu. Mała, świecąca zatoczka, czy jak to nazwać, chyba była już moim stałym miejscem do ćwiczeń. Wróżki mnie rozpoznawały, a ja zaczęłam rozróżniać je.
Zmieniłam swoją postać, delikatne poduszki kocich łap tłumiły moje kroki. Tego dnia na polanie zauważyłam niepokojąco znajome oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam tego ogiera, ale te oczy… Nie chciałam się jednak nad tym zastanawiać.
Odkryłam, że w kocim ciele też mogę bez problemu władać wodą. Nieco mnie to zdziwiło, gdyż sądziłam, że to głównie przez róg i bycie magicznym koniem jestem do tego zdolna. Czasem miło było mi wiedzieć, że nie osiągnęłam wszystkiego tylko przez geny.
Leżałam, w swoim już ciele, na trawie, która w tym miejscu była wyjątkowo zielona. Bawiłam się wodą, gdy usłyszałam za sobą znajomy głos.
– Miło cię znów ujrzeć, Mauer.
Podniosłam się gwałtownie i odwróciłam w stronę ogiera.
– Och, Laisrean. Wybacz, nie spodziewałam się tu nikogo. Tak cicho chodzisz – zaśmiałam się cicho. Rany, naprawdę przydałoby mi się jakieś odstresowanie.
Laisrean?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz