9 paź 2019

Od Caranthir'a CD Shanti

   Gdy ogier ruszył galopem wzdłuż ścieżki, w pewnym momencie miał chęć zareagowania atakiem na wrogo nastawione istoty, co ma w zwyczaju czynić w takich sytuacjach. Jedak gdy nie dostrzegł klaczy obok siebie, z lekka się zdezorientować, gdyż był pewny, że ta podąża tuż za nim. Ciężko parsknął i przyspieszył tępa, równając oddech z jego krokiem, powodując, że galop przerodził się w cwał. Jego masywny stukot kopyt odbijał się echem od szerokich drzew, które dokładnie wymierzały ścieżkę gniadosza. Słyszał za sobą ciężki oddech wilczych stworzeń, które po czasie postanowiły odpuścić gonitwy za, znacznie szybszym od nich, osobnikiem. Dla pewności wolał oddalić się od zagrożenia, co spowodowało, że jego kopyta zatopiły się w grubym śniegu, a równowaga została na chwilę zachwiana. Zatrzymał się zdezorientowany w białym puchu i uniósł wysoko uszy, chcąc usłyszeć jak najwięcej otoczenia, lecz oprócz dzikiej zwierzyny oraz ewentualnego zagrożenia ze strony wilków, nie słyszał nic, co mogło przypominać odgłosy konia. Westchnął ciężko, wypuszczając z nozdrzy parę, a gdy tylko wyrównał oddech, zabrał się za odnalezienie klaczy.
   Same poszukiwania nie należały do najłatwiejszych i trwały dosyć długo, przez co szanse na przeżycie malały coraz szybciej. Gdy jednak ogier dostrzegł sylwetkę konia w śniegu, podgalopował do znaleziska i odgarnął z niego biały puch, a widząc znajomy kolor włosia, od razu przystąpił do akcji ratunkowej. Pomimo uczucia zimna, gniadosz delikatnie owinął ciało klaczy czarnymi mackami, wytworzonymi z własnego cienia, po czym przeszedł z dala od zlodowaciałego podłoża. Rozglądał się za jakąś jaskinią lub wnęką, gdzie mogli się skryć, jednakże na tak płaskim terenie nie było nawet najmniejszego wzniesienia, przez co był zmuszony podejść pod teren leśny. Zmęczony magicznymi działaniami, odłożył zmarznięte ciało klaczy i sam postanowił odpocząć, czuwając nad członkiem stada. 
   Gdy klacz wybudziła się z mroźnego snu, między obojga końmi rozpoczęła się rozmowa, która przeszła na temat legendy o krainach, w której aktualnie przebywają. Z jednej strony mogła być to prawda, z drugiej strony szamani mają bardzo bujną wyobraźnie i większość ich legend, to bajki dla źrebaków. Tak też pomyślał Caranthir, który próbował wszystko sobie poukładać. 
— Kierujmy się na zachód. — rzekł zaraz gniadosz — Powinniśmy opuścić ten teren, zanim przyjdzie jakaś śnieżyca. — dodał, kierując spojrzenie na ciemne chmury, które zaczęły zbierać się na horyzoncie. 
— Dobry pomysł, lecz jesteś pewny, że na zachód? — spytała, dorównując kroku ogierowi. 
— Tak. — odpowiedział krótko — Słońce zdążyło się przemieścić, lecz do zmroku mamy trochę czasu. — wyjaśnił, delikatnie wzdrygając się od zimna. 
— Widzę, że nie należysz do zimnolubnych. — powiedziała po chwili klacz, która podążała u boku wojownika. 
— Wychowałem się w zaśnieżonych górach i mam trochę dosyć tego typu krajobrazu. — odpowiedział spokojnie, delikatnie wzdychając na końcu — Zdążyłem też zauważyć, że Ty także w śniegu się wychowałaś. Jak z odpornością na mróz? — spytał, chcąc utrzymać jakąkolwiek rozmowę. 

Shanti? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz