- Pomocy! - usłyszałem krzyk w oddali. Obejrzałem się, widząc pędzący w moją stronę zarys końskiej sylwetki. Odsunąłem się i przyjąłem obronną pozycję. Kasztanowaty ogier zatrzymał się przede mną, ciężko dysząc. - Musisz mi pomóc, tu żyje stado, prawda? - wykrztusił, ciężko dysząc. Wyglądał na naprawdę zdesperowanego, a ja pomimo braku ufności, zgodziłem się go chociaż wysłuchać. Pokiwałem lekko głową, choć mógł tego nie dostrzec.
- Tak - mruknąłem niepewnie, wciąż rozglądając się po otoczeniu. To naprawdę nie należy do normalnych zjawisk, kiedy w środku nocy, nieznajomy koń zjawia się na terenach stada.
- Mój przyjaciel został poważnie ranny! - wyrzucił z siebie płaczliwym głosem - Naprawdę potrzebna mi pomoc medyka. Macie tu kogokolwiek z potrzebną wiedzą? - pytał. Przełknąłem ślinę, przekrzywiając lekko łeb. Nie umiałem odmówić rannemu, choć osobnik przede mną mógł kłamać. Zamiast doprowadzić mnie do znajomego w potrzebie, zostałbym zaciągnięty w jakąś pułapkę.
- Owszem, jeden z nich stoi przed tobą - odezwałem się stanowczym głosem - Damy radę go przetransportować na te tereny? Mam specjalną jaski...
- Nie da rady - przerwał mi - Nie w tym momencie i stanie. To nie daleko, proszę cię, musisz mu pomóc - rzucił w moją stronę błagalnym tonem głosu. Nim zdążyłem przemyśleć sprawę na spokojnie, moja cecha altruisty i chęć niesienia innym pomocy zwyciężyły.
- Prowadź. Pozwól tylko, że wezmę kilka rzeczy - rzuciłem.
*******
Nieznajomy nie był w stanie określić dokładnego wypadku przyjaciela. W swoim streszczeniu wspominał, iż zostali napadnięci przez zdziczałego psa, a potem jego kumpel spadł ze stromego klifu, ocierając się o kilkadziesiąt wystających z ziemi kamieni i ostrych przedmiotów.
- Potem okazał się nieprzytomny - oświadczył ogier, kiedy to w szaleńczym tempie biegliśmy we wskazanym przez niego kierunku. Zdążyłem zabrać ze sobą kilka najpotrzebniejszych przyborów medycznych do pierwszej pomocy. Nie zostałem oszukany. Na ziemi leżał nieprzytomny karosz, z paskudnie wyglądającą raną na nodze i posiniaczonym ciałem. Niezwłocznie zabrałem się do udzielenia wstępnej pomocy. Następnie poprosiłem kasztana o pomoc w przeniesieniu rannego. Wspólnymi siłami doszliśmy do mojej jaskini. Z większą ilością roślin medycznych, dokończyłem sprawę. Spostrzegłem, iż jego przyjaciel usnął w kącie jaskini. Zbliżał się świt, więc nie czułem potrzeby snu. Skoro obaj byli obecnie niegroźni, stwierdziłem, że to pora poinformować kogoś o zaistniałej sytuacji. Wiedziałem, że April jest rannym ptaszkiem i z pewnością będę mógł z nią porozmawiać. Odnalazłam ją w tym miejscu co zawsze. Na uboczu Lazurowej Polany.
- Wcześnie cię dziś widzę - rzuciła zaskoczona moim widokiem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Cóż, nie bez powodu - westchnąłem i streściłem jej całą historię. Pokiwała głową ze zrozumieniem i poprosiła mnie o zaprowadzenie do dwóch przybyszów. Jak okazało się, obaj byli już przytomni i dyskutowali ze sobą. Przywódczyni poprosiła mnie, bym na chwilę odszedł na bok. O ironią, wyrzucają mnie z własnego domu. Czekając najpewniej na skargę za mój brak odpowiedzialności, zacząłem zastanawiać się, co podkusiło mnie do pomocy całkiem obcym koniom. Jeśli chodzi o sprawdzaniu się w roli medyka - nie znałem umiaru. W końcu moim obowiązkiem było udzielanie wszystkim potrzebującym porad medycznych.
- Vanitasie, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać - z zamyśleń wyrwał mnie głos April
- Słucham - mruknąłem, zaskoczony jej normalnym tonem głosu.
- Jestem naprawdę dumna z tego, jak sprawdzasz się w swoim zawodzie. Pomogłeś w środku nocy nieznajomym koniom, to naprawdę miły gest - uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Cóż... moim obowiązkiem jest pomagać każdemu, nie tylko członkom stada - odparłem zmieszany.
- W takim razie, pragnę zaproponować ci rolę Głównego Medyka - oświadczyła, a ja odczułem natychmiast dziwne mrowienie pod skórą. Z początku wydawało mi się, że śniłem.Po dłuższej chwili wróciłem do rzeczywistości.
- Naprawdę? Nie uważasz, że nie nadaję się do tego, czy coś? Jestem młody...
- Tak, ale również pełen wiedzy i doświadczenia. - odparła.
- A co jeśli kiedyś przyjdzie ktoś lepszy ode mnie? - pytałem, wciąż nie dowierzając słowom April.
- Wtedy będziemy się tym martwić - mruknęła - Potrzebujesz więcej czasu, czy od razu zechcesz udzielić mi odpowiedzi? - zapytała. Zaśmiałem się krótką.
- Byłbym głupcem, gdybym nie chciał tego stanowiska - wbiłem spojrzenie w kopyta. Więc teraz tak to będzie wyglądać. Zostałem oficjalnie głównym medykiem stada.
- Potem okazał się nieprzytomny - oświadczył ogier, kiedy to w szaleńczym tempie biegliśmy we wskazanym przez niego kierunku. Zdążyłem zabrać ze sobą kilka najpotrzebniejszych przyborów medycznych do pierwszej pomocy. Nie zostałem oszukany. Na ziemi leżał nieprzytomny karosz, z paskudnie wyglądającą raną na nodze i posiniaczonym ciałem. Niezwłocznie zabrałem się do udzielenia wstępnej pomocy. Następnie poprosiłem kasztana o pomoc w przeniesieniu rannego. Wspólnymi siłami doszliśmy do mojej jaskini. Z większą ilością roślin medycznych, dokończyłem sprawę. Spostrzegłem, iż jego przyjaciel usnął w kącie jaskini. Zbliżał się świt, więc nie czułem potrzeby snu. Skoro obaj byli obecnie niegroźni, stwierdziłem, że to pora poinformować kogoś o zaistniałej sytuacji. Wiedziałem, że April jest rannym ptaszkiem i z pewnością będę mógł z nią porozmawiać. Odnalazłam ją w tym miejscu co zawsze. Na uboczu Lazurowej Polany.
- Wcześnie cię dziś widzę - rzuciła zaskoczona moim widokiem. Uśmiechnąłem się lekko.
- Cóż, nie bez powodu - westchnąłem i streściłem jej całą historię. Pokiwała głową ze zrozumieniem i poprosiła mnie o zaprowadzenie do dwóch przybyszów. Jak okazało się, obaj byli już przytomni i dyskutowali ze sobą. Przywódczyni poprosiła mnie, bym na chwilę odszedł na bok. O ironią, wyrzucają mnie z własnego domu. Czekając najpewniej na skargę za mój brak odpowiedzialności, zacząłem zastanawiać się, co podkusiło mnie do pomocy całkiem obcym koniom. Jeśli chodzi o sprawdzaniu się w roli medyka - nie znałem umiaru. W końcu moim obowiązkiem było udzielanie wszystkim potrzebującym porad medycznych.
- Vanitasie, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać - z zamyśleń wyrwał mnie głos April
- Słucham - mruknąłem, zaskoczony jej normalnym tonem głosu.
- Jestem naprawdę dumna z tego, jak sprawdzasz się w swoim zawodzie. Pomogłeś w środku nocy nieznajomym koniom, to naprawdę miły gest - uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Cóż... moim obowiązkiem jest pomagać każdemu, nie tylko członkom stada - odparłem zmieszany.
- W takim razie, pragnę zaproponować ci rolę Głównego Medyka - oświadczyła, a ja odczułem natychmiast dziwne mrowienie pod skórą. Z początku wydawało mi się, że śniłem.Po dłuższej chwili wróciłem do rzeczywistości.
- Naprawdę? Nie uważasz, że nie nadaję się do tego, czy coś? Jestem młody...
- Tak, ale również pełen wiedzy i doświadczenia. - odparła.
- A co jeśli kiedyś przyjdzie ktoś lepszy ode mnie? - pytałem, wciąż nie dowierzając słowom April.
- Wtedy będziemy się tym martwić - mruknęła - Potrzebujesz więcej czasu, czy od razu zechcesz udzielić mi odpowiedzi? - zapytała. Zaśmiałem się krótką.
- Byłbym głupcem, gdybym nie chciał tego stanowiska - wbiłem spojrzenie w kopyta. Więc teraz tak to będzie wyglądać. Zostałem oficjalnie głównym medykiem stada.
<Koniec>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz