21 mar 2020

Od Vanitasa CD April

Rozchyliłem w zdumieniu pysku, a spojrzeniem uciekłem na pobliską Cykorię Podróżnika, rosnącą na skraju lasu. Jej słowa z lekka mnie zamurowały. Moje wcześniejsze wyznanie było swego rodzaju próbą wyrzucenia z siebie tych wszystkich niezrozumiałych mi uczuć.  Spodziewałem się, że zadziała to na mnie jak roślina medyczna - jak lekarstwo. Dziwnie mrowienie w podbrzuszu, zbyt wielkie zainteresowanie cudzą osobą - w obecności April świat stawał się inny. Nawet nie byłem w stanie określić tego sensownie. Wydawało mi się, że jestem za młody na miłość, że nie dojrzałem jeszcze do tego poziomu. W życiu kierowałem się logiką, w większości czasu starałem się zachować powagę.
A teraz? Sam nie wiedziałem, co próbuję zrobić. A plan, który układał się w mojej głowie, był strasznie niepodobny do całokształtu mojej osoby.
 - April - odezwałem się w końcu, niezwykle spokojnym głosem. Klacz podniosła na mnie wzrok, a uśmiech tkwiący uprzednio na jej pysku lekko przygasł - Proszę, spotkajmy się wieczorem przy Lesie Świateł - te słowa wychodziły ze mnie z taką łatwością, iż poczułem się  pewniej.
Przywódczyni spojrzała na mnie ze zdumieniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie wychodziłem na osła bez manier, gdyż ledwo co powiedziała mi o swoich uczuciach.
Musiałem jednak wszystko zaplanować w swojej głowie i przygotować się do tego psychicznie.    
W ramach odpowiedzi otrzymałem niepewne skinienie łbem. Wybełkotałem pod nosem krótkie pożegnanie, po czym odwróciłem się i podreptałem przed siebie. Muszę ostatecznie podsumować wszelkie więzi, utworzone pomiędzy nami.
***********
Słońce zanikało między koronami drzew, a zwisające z gałęzi kule zaczęły rozświetlać okolicę swą niebieską barwą. I w końcu, wśród tych wszelkich roślin, spostrzegłem przysuwający się kształt konia. Klacz przystanęła obok mnie, a po jej wyrazie pyska zauważyłem, iż nie do końca rozumie moje zamiary. Ja sam, pomimo kilku godzin przygotowań, nie wiedziałem, co dokładnie robię. 
 - Cokolwiek się teraz  stanie, chcę, abyś szła obok mnie i słuchała tego, co będę mówił - poprosiłem, choć bardziej brzmiało to jak rządnie. A że była przywódczynią stada, do którego należałem,  raczej nie wypadało się tak do niej zwracać. April mimo wszystko pokiwała głową. 
 - A więc tak - zacząłem marsz, a klacz ruszyła za mną - Wiem, że to zdarzenie jest dla nas trudne, a tym bardziej w obliczu zaistniałych ostatnio sytuacji. Przykro mi, że cię obciążam swoim problemem, ale nie byłbym w stanie żyć dalej, ignorując tę sprawę. Obydwoje wiemy, iż nic już nie będzie między nami wyglądać tak samo. Jesteś mądra, piękna i zabawna - mrucząc to, poczułem się nieswojo, ale i szczerze. Pierwszy raz prawiłem komukolwiek takie komplementy. Ćwiczyłem to jednak dzisiaj przed drzewem, wyobrażając sobie na jego miejscu April. Naprawdę, za bardzo to przeżywam. Podniosłem wzrok na drogę przed nami. Byliśmy coraz bliżej upragnionego przeze mnie miejsca. Przywódczyni prawdopodobnie chciała podziękować za moje miłe słowa, ale zacząłem mówić dalej. Później przeproszę ją, za wtrącanie się w zdanie.
 - Nie umiem się rozgadywać, także przejdę do sedna całej sprawy - zatrzymałem się. Zaprowadziłem ją pod Leśny Łuk. Od razu udzieliła mi się uspokajająca aura tego miejsca. Stanąłem naprzeciw klaczy i lekko ugiąłem przednią nogę, pochylając się. Za pomocą telekinezy, postawiłem przed nią nazbierany przeze mnie wcześniej bukiet najbardziej kolorowych kwiatów, jakie udało mi się znaleźć. Poczułem, jak całe moje ciało przeszywa dreszcz.
 - Kocham cię i chciałbym wiedzieć, czy zgadzasz się zostać moją partnerką? - zapytałem. 

<April?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz